zdj. moje /
Na wadze ciągle 57,4 kg, nic nie spada, ale winą pewnie jest to, że jednak nie trzymam aż tak bardzo "diety", zjadłam wczoraj loda i pączka (mama kupiła) a nie jadłam 2 lata pączków, także stwierdziłam, że nic sie nie stanie jak zjem. Nie ćwiczyłam też wczoraj, bo źle zorganizowałam sobie dzień niestety. Cały spędziłam w domu, ale tyle innych rzeczy robiłam, że jak przyszedł wieczór i powinnam była ćwiczyć to jednak musiałam odpuścić trening, bo miałam jeszcze sporo nauki na dzisiejsze koło. Od teraz już będę się starała lepiej organizować dzień, żeby jednak te 45 minut znaleźć na ćwiczenia.
Zaraz się szykuję i jadę na to zaliczenie, potem wracam na chwile do domu, ogarniam się i idę do pracy..
W ogóle to mam od dłuższego czasu kryzys związany z moimi studiami. Studiuje skandynawistykę, ale jakoś nie specjalnie sprawia mi przyjemność nauka norweskiego. Przyznam, że język sam w sobie mi się podoba, ale jakoś brak mi chęci i motywacji do samodzielnej nauki. Na uczelni też ten kierunek w Szczecinie jest dopiero od 2 lat i wszystko jeszcze "kuleje", nie ma zbyt kompetentnych osób do nauki, nie uczą nas tak jak np. angielskiego w szkole, że wszystko po kolei, tylko zazwyczaj dużo na raz i zaczynają od nauki gramatyki i innych rzeczy, a do tej pory słowek niektórych podstawowych nie znamy :p no ogólnie porażka.
I tak od jakiegoś czasu zastanawiam się czy tego nie rzucić.. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie w przyszłości pracującej w biurze i tłumaczącej teksty z norweskiego na polski i odwrotnie. Wolałabym robić coś bardziej kreatywnego w życiu i zaczęłam zastanawiać się nad pójściem do szkoły wizażu. Co Wy myślicie o tym? Warto chyba robić w życiu to co będzie nam sprawiało radość, prawda? :)
Rozpisałam się trochę! Uciekam już, bo za godzine musze z domu wyjść.
Miłego dnia! <3