hej! jestem, zyje i mam sie... lepiej, niz ostatnio :)
zdecydowalismy sie z davidem na wyprowadzke o miesiac wczesniej, czyli juz pierwszego sierpnia oddajemy klucze. przez kolejne piec tygodni szykuje sie sprzatanie, sprzedawanie i pakowanie klamotow zmagazynowanych przez ostatnie cztery lata. bede tesknic za dania, serio. poznalam tutaj najkochanszych ludzi na swiecie i bedzie mi ich mega brakowac.
w zwiazku z wyprowadzka rezygnuje tez oczywiscie z pracy. w przyszly piatek planuje zlozyc wypowiedzenie i az mi sie usmiech maluje na buzi, gdy o tym mysle. ten tydzien minal pod znakiem zblizajacych sie terminow, o ktorych bylam informowana z, hmmm, miesiecznym opoznieniem. narobilam mase nadgodzin i wylalam hektolitry lez siedzac samej w biurze nad rysunkami spieprzonymi przez poprzedniego pracownika na moim stanowisku. odliczam dni do konca tej harowy!
oprocz tego ciesze sie, ze posiedze przez miesiac u rodzicow. zdalam sobie sprawe, ze to ostatnia szansa na tak dlugie wakacje, bo po magisterce juz nie ma zmiluj (no, chyba ze bede swoim wlasnym szefem, ale ta opcja i tak odpada na sam poczatek). zabiore siostry nad morze, do muzeum technicznego w berlinie, pomecze babcie... na pewno bedzie co robic! :)
wracajac do aktualnosci, dieta idzie bardzo sprawnie. na silowni tez wciaz jestem stalym bywalcem, wiec w tej kwestii wszystko jest po staremu. srednia na ten tydzien:
1641 kalorii, B: 141g, W: 188g, T: 34g + spalone 2195 kcal od zeszlej soboty, bez wliczania krokow i rowerowania w te i z powrotem ;)
jest dobrze!