Poniedziałek 4 XII 2oo7
Godziny wieczorne, biała pościel, kule, ciasna sala z 3 łóżkami, pikanie jakiejś durnej aparatury, 5-letnie dzieci jeżdzące z nudów po koratyrzach na wózkach inwalidzkich, przygnębienie i ogólna pustka. Szpital uniwersytecki w Krakowie, oddział numer 15, ja uziemiony do łóżka z gipsem pod same pośladki. "Rozległe uszkodzenie łąkotki oraz łuku horyzontalnego i całkowite zniszczenie Triady O'Donoghue'a... Chwila ciszy... "Conajmniej 2 tygodnie w szpitalu czeka Cię rezonans magnetyczny i operacja a dokładnie Arytroskopia, po czym około 6-7 tygodni rehabilitacji w szpitalu do tego około rok przerwy po zakończeniu leczenia od sportu i wzmożonego wysiłku". To było jak wyrok który silno ścisnoł mi gardło. Wróciłem do łóżka położyłem nogi na parapecie i wyglądałem tępo ze zrezygnowaniem w okno. Nagle cisze przerywają słowa "O! Cześć Kochanie" I cały problem pękł jak bańka mydlana. Co ja bym bez Ciebie zrobił Kochanie? ;*
Obecnie na przepustce wracam do szpitala w piątek wieczór...