photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 5 GRUDNIA 2016

.

Zmęczona była. Zmęczona tą codzienną, pierdoloną walką o normalność. O siebie, o uwagę, o rodzinę, o wszystko. Dzieci brzęczały z tyłu, korki, ściana deszczu, buro, ponuro i zimno, a ona brnęła. Brnęła po normalność. Rodzinne spotkanie. Pozory. Ale jak trzeba to trzeba. Zawsze była obowiązkowa i umiała ukryć liczne rozczarowania pod pozorem profesjonalnej, nieskazitelnej niemal dorosłości.
Dotarli. Goście za stołem, jedzący, pijący, wymieniający poglądy. Takie to normalne, takie swojskie i nie budzące wątpliwości. Wszystkie mięśnie przygotowała do licznych powitań, uścisków i pocałunków. Przestawiła głowę na lekkie rozmowy, zdawkowe odpowiedzi i nic nie znaczące frazesy. Uśmiech przeciął twarz i pozostał niewzruszony. Potem długo odczuwać będzie ból mięśni twarzy, ale pozory są przecież takie ważne. Zdradzać ją mogły jedynie oczy. Zawsze lekko wilgotne i bezkresnie smutne.
Siedział obok niej. Mąż. Ojciec ich dzieci. Człowiek dzielący z nią łóżko i życie. Obcy.
Rozmawiał z przejęciem z ojcem o wczorajszej
imprezie, na której obydwoje byli. Nagle odczuła nieodpartą potrzebę wtrącenia się do rozmowy.
- Pamiętasz, o czym rozmawiałeś wczoraj z Marcelem? Coś o Łotyszach? Powiedz, bo to było bardzo zabawne! - zagaiła.
- Nie pamiętam. - odpowiedział.
- No pomyśl! Opowiadał coś i wszyscy bardzo się śmialiście, a Ty najbardziej!
- Mówię, że nie pamiętam!
- Przypomnij sobie, z czego się tak śmiałeś?!
- Z Ciebie! - wysyczał wściekły.
Twarz stężała jej w sekundę. Uśmiech zastygł. Do oczu zaczęły napływać łzy.
Tylko nie płakać! - myślała w panice. Zatrzymać te łzy. Zdusić w sobie, pogrzebać głęboko, przełknąć tę gulę i podnieść brodę. Wyżej. Jeszcze wyżej, głupia! - krzyczała w myślach. Rozejrzyj się ukradkiem, sprawdź, czy nikt nie zauważył, rzuć spojrzeniem wyzwanie, zdław upokorzenie i walnij ciociną nalewkę!
Wyprostowała plecy. Podniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Życie toczyło się dalej wśród sałatki jarzynowej, śledzików w occie i góralskiej śliwowicy. Łzy wyschły, gula zniknęła, uśmiech zmusił mięśnie twarzy do pokory.
- A jak tam ta Wasza walka, kochanieńka? - spytała nagle ciocia po konkretnej dawce nalewki.
- Powoli, ciociu, ale jest nadzieja. - odpowiedziała. Kobiety nabierają świadomości i mają coraz większą odwagę na dokonywanie wyborów. Swoich wyborów. Niewymuszonych. Godnych. - łgała gładko.
- Teraz łatwiej być feministką. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Kobieta była w cieniu mężczyzny. Ojca, męża, brata. Nieważne kim był, zawsze była obok niego a nie z nim. - paplała ciocia. Pod presją była, w cenzurze, zawsze rozliczana i lekceważona, zależna finansowo, a i niekiedy nękana psychicznie i fizycznie. I spełniać musiała powinności małżeńskie, czy chciała, czy nie. Nie to co Ty, kochana. Taka pewna siebie, niezależna i wolna. Taka otwarta i przebojowa. - kontynuowała ciocia. Silna jesteś, dziecko, i związek partnerski masz, szczęśliwy. Taka spełniona jesteś.
- Przegrałam. - pomyślałam przez łzy. Uśmiech zgasł. Spuściłam głowę.