lewituję wśród nieograniczonej przestrzeni tego świata, który raz wydaje mi się być cudem a innym razem wielką, zamkniętą klatką wypełnioną stadem dzikich zwierząt, które egoistycznie zaskrabiają sobie najmniejszy kawałek pustej przestrzeni, ludzie są wobec siebie obojętni i przepełnieni nienawiścią, nie dziwią mnie już zimne twarze na których rzadko gości uśmiech, nawet nie dziwi mnie brak życzliwości, ale świat po którym stąpamy, lub wielka klatka w której chcąc nie chcąc żyjemy, to nasze wspólne dobro, to cudo natury, Boga, niepojęte dla naszych małych, pustych główek. Jednakże ciągle nam źle, ciągle mało, jesteśmy przesyceni tą jednostajnością, zamiast wyjść centymetr dalej poza swój wyznaczony obszar, to zamykamy się ciągle, uciekamy w przeciwną stronę, bądźmy w końcu zwyczajnie ludzcy