photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 23 WRZEŚNIA 2015 , exif
119
Dodano: 23 WRZEŚNIA 2015

Indiańskie legendy opowiadały o całej sieci podziemnych tuneli, które rzekomo miały prowadzić do każdego miejsca na ziemi i być strzeżone przez bogów. W wielu rejonach świata znajdowano wejścia do takich miejsc, które nie mogły być stworzone przez ludzi, a przynajmniej nie przy zastosowaniu znanej nam obecnie technologii; ściany były idealnie gładkie, co wskazywało na to, że skały były wytapiane. Poza tym nigdzie nie znajdowano gruzu, który powinien zostać po wydrążeniu tych przejść. Co w takim razie stworzyło tą sieć i w jakim celu? Nie mam pojęcia. Pewnie wiedzę o tym posiada się dopiero na poziomie 5tym, a i tak nie ma to w tej chwili większego znaczenia. Faktem jest to, że te tunele uratowały życie wielu ludziom. Bazy stworzone pod wieloma miastami stały się kolebką ludzkiej cywilizacji. W jednych można spotkać antyki, dzieła sztuki, książki i plan stworzenia pierwszej maszyny latającej, a w innych hoduje się żywność. Najwięcej oczywiście jest baz wojskowych. Im bardziej wgłąb ziemi, tym większe sekrety. Na myśl o niektórych włosy jeżą się na całym moim ciele. Robi mi się zimno i staram się sobie wytłumaczyć, że to tylko reakcja organizmu. Strach nie jest prawdziwy, można go opanować. Jestem obserwatorem i mogę to kontrolować. Więcej - muszę to kontrolować. W końcu jestem pracownikiem wojskowym. Nie wiedziałem czy mogę się nazywać jeszcze żołnierzem. Po Zaćmieniu wszystko się zmieniło. Nazwy, formy. Funkcje. Czas przyspieszył. Dla świata, dla mnie i mojego organizmu. Tej nocy znowu miałem koszmar. Śniło mi się otwarcie portalu. Widziałem wszystko oczami człowieka, którym nie jestem, ale z którym miałem dziwne połączenie. Związane to było z Projektem Morfeusz, który rozpoczęliśmy po godzinie 0. Zgłosiłem się na ochotnika, pomimo iż tego typu eksperymenty wiązały się z dużym ryzkiem. W takich chwilach jednak trzeba mieć na uwadze, że nie robi się tego dla siebie, dla rządu czy wojska, lecz dla przeżycia całego rodzaju ludzkiego. Projekt ten miał zwiększyć możliwości człowieka - stać się kolejnym krokiem w ewolucji. Wykorzystując wszystkie znane badania i sprzęt, jaki pozostał, starano się zrobić ze mnie super-człowieka. Pierwszy etap wiązał się ze zdolnością przenoszenia świadomości z ciała docelowego do innych miejsc, w ciała innych ludzi i istot żywych. Niestety mieszało to w głowie. Świadomość pod wpływem pewnych substancji i zabiegów rozszczepiała się, zwiedzała najgłębsze płaszczyzny istnienia, pozwalała zrozumieć jak to jest być komórką, albo wysyłała cię na księżyc, gdzie stawałeś się kosmicznym pyłem. Kontrolowanie tego procesu było rzeczą ciężką. Zauważyłem u siebie wiele zmian, które mogły świadczyć o pewnych postępach - czasami potrafiłem odczytać myśli i zamiary innych ludzi. Patrząc im w oczy miałem wrażenie, że zatapiam się w ich duszę i odczytuję każdą informację zapisaną w jej kodzie. Wszystko, co zdarzało się dookoła mnie, nagle wydawało się mieć znaczenie, być następstwem pewnych działań, które dzięki dedukcji można odczytać. Wtedy zrozumiałem, że przewidywanie przyszłości nie jest żadną magią, a jedynie (albo aż?) zdolnością obserwacji teraźniejszości, która mówi nam, co wydarzy się dalej. Oczywiście nie było aż tak pięknie, jakby mogło wynikać z opisu. Moja zdolność panowania nad tym była niemalże zerowa. Często dopadały mnie straszne bóle głowy, koszmary senne, zaburzenia osobowości. Moja świadomość stała się niestabilna i odbijało się to na stanie mojego zdrowia. Niestety nie mogłem sobie pozwolić na rehabilitację. Trzeba było działać. Szybko.

 

-----

 

Obudziło mnie pukanie do drzwi mojego pokoju. Metaliczny, chłodny dźwięk rozchodzący się po tym malutkim, ciemnym miejscu, które teraz było moim domem, potrafił wyrwać mnie z najgłębszego snu. Jak zwykle byłem zlany potem. 

- Wejść.

    Drzwi otworzyły się. W słabym świetle widziałem tylko zarys sylwetki, ale po samym sposobie zapukania wiedziałem już, że jest to porucznik Cichocki. 

- Nie przeszkadzam?

- Nie, oczywiście, że nie. 

    Porucznik wszedł do środka i usiadł na małym krześle stojącym tuż obok równie niewielkiego stolika, na którym teraz leżała sterta niepoukładanych papierów. 

- Słyszałem, że chcesz wyjść na powierzchnię.

- To prawda. Tam wciąż są ludzie potrzebujący naszej pomocy.

    Cichocki popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Zapewne był trochę zdenerwowany tym, że ta dyskusja będzie musiała odbyć się na nowo. Wiele razy mówił mi już, co sądzi o wyjściach na powierzchnię.

- Słuchaj.. - pochylił się delikatnie w moim kierunku. - Te eksperymenty.. cokolwiek ci zrobili, na pewno wpływa to niekorzystnie na twoją uwagę. Wiem, byłeś jednym z najlepszych żołnierzy, ale teraz wystarczy nagły atak bólu głowy w momencie zagrożenia i po tobie. A martwy na pewno nikomu nie pomożesz.

    Zacisnąłem mocno usta. Miał rację, jednak byłem bardzo upartym człowiekiem. Chciałem działać. Każda chwila spędzona w tym miejscu rozrywała mnie od środka. 

- A co o tym sądzą amerykanie?

- Wiesz jak to z nimi jest. - Cichocki uśmiechnął się pod nosem, choć nie było w tym ani grama wesołości. - Pewnie się zgodzą. Chcą zobaczyć jakiekolwiek rezultaty swoich badań. Ostatnio są bardzo podenerwowani, ponieważ liczyli na wsparcie Lightworkerów. Jednak już długo nie zaobserwowaliśmy ich aktywności.

- Nic dziwnego - wymamrotałem. - To inteligentne istoty. Niegłupie. Wiedzą, że z ludźmi różnie bywa. Robią swoje, pomagają, ale nie chcą się mieszać w nasze eksperymenty. 

    Porucznik opuścił głowę. Wyczułem nagłą zmianę w jego polu.

- Co się dzieje? - zapytałem, lecz to była chwila przebłysku moich umiejętności.

- Nic. Powinienem już iść. - powiedział, wstając z krzesła. Wiedział, że to, co by mi powiedział, nie spodobałoby mi się w najemniejszym stopniu. Amerykanie polują na Lightworkerów. Są im potrzebni do projektu Morfeusz. Chcą zdobyć ich zdolności, a wszystko oczywiście w imię ochrony gatunku ludzkiego. 

 

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika theycanfly.