Wznosisz się ku górze i lecisz blisko gwiazdy... spalasz się jej ciepłem lądujesz na "ziemi" z wielkim hukiem ale czy to jest lądowanie czy to upadek... tak dla chwili przyjemności wznosisz się za wysoko a potem nie idzie się pozbierać trwasz w bezruchu i nic... nicość. Ogarnia cię dreszcz zimna czujesz go w koniuszkach palców dłoni otulasz się ciepłym wspomnieniem i wszystko zaczyna nabierać nowego wyrazu zatapiasz się w głuchym dźwięku i ślepym obrazie. Życie kocha Cię tak jak ty kochasz życie... Dławisz się ale nie chcesz trwać... Słowa takie proste uczymy się ich od małej fasolki w brzuchu się zaczyna kiedy zaczynamy słyszeć już wtedy wiemy o co tu chodzi... Uczymy się mama i tata i różnych dwusylabowych pierdół a kiedy przychodzi ten czas moment kiedy możemy się wykazać milczymy bo boli ale po co nas boli to co w zasadzie jest naturalne już od dwóch kresek na teście niby wszystko takie piękne niby idealne stwory które nie istnieją. Poznając siebie w lustrzanym odbiciu trwasz jak motyl w zawieszeniu a mimo to idziesz na przód wiesz już którędy pójść i po co... Skąd wiesz? A no jak ci zimno to skąd wiesz że ci zimno? Taaak... Czujesz to, czujesz że to to, a nie coś innego jesteś tylko człowiekiem, a życie trwa dosłownie kilka chwil, więc naprzód przyjaciele biedronki ze złamanymi skrzydłami czekają by ktoś znów nauczył je latać... Wiedz, że to jeszcze nie koniec... to początek ciągle nowy początek i jakże budujący...