photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 1 KWIETNIA 2021

Jestem, już jestem! Wybaczcie, proszę. Mogę się tłumaczyć, dlaczego tak długa przerwa. Ale po co? Nie muszę. Wy też nie musicie robić czegoś, jeżeli nie chcecie :)

Na słuchawkach mój dobry ziomo Anubis. Polecam na Youtubie kanał Kacperka. Podsyłam wam tutaj Jego najlepszy (wg mnie) utwór - https://www.youtube.com/watch?v=9Yoyezz1NgI

Życie staje się takie fascynujące, kiedy spotykam takich twórców, takie charakterki! Ma zajebiste flow. Polecam przesłuchać. Lecą teraz wszystkie Jego kawałki po kolei, co mnie niezwykle inspiruje do pisania

Na zdjęciu Sopot i tęczowa tęcza! <3 Robione przy okazji wypadu na dziarkę do Ini :3

Moje Miniu już śpi, miałam robić zadanka z socjologii edukacji, ale stwierdziłam, że muszę coś dla Was dzisiaj dodać. Dziękuję, że tyle osób uważa wpisy za "fajne". Nie spodziewałam się. Mam nadzieję, że przybędzie tu więcej osób, które zainteresuje mój kontent. Liczę się z tym, że pojawią się także hejty, dziwne, gdyby ich nie było. Zachęcam do udzielania się na dole w okienkach, możecie oczywiście pozostać anonimowi, chętnie z Wami tam pogadam :) Treści na konketny temat znajdziecie pod dużym napisem "poznać i zrozumieć", więc jeśli nie interesują Was moje disklajmery i to, co się u mnie dzieje, możecie od razu przeskoczyć do głównego tematu. Możecie także podrzucać pomysły na posty, chociaż mam ich już sporo w swoim misiowym notesiku. Logiczne, że jeżeli nie będzie ww. tytułu - nie znajdziecie niczego w danym temacie, bo po prostu nic nie będzie. Może tak się zdarzyć. Wszystko pisane jest prosto z serducha, więc uszanujcie moją historię. I każdą inną. Nie wymagam wiele. I tyle. Lecimy? :3 Yas

 

 

 

POZNAĆ I ZROZUMIEĆ

 

Poprzedni post dotyczył mojej diagnozy i jako takich ogólników. To będzie takie trochę story tajm. Może teraz troszkę szczegółów? Po pierwsze diagnoza. Dostałam ją dopiero po roku od wybuchu epizodu schizofrenicznego. A dlaczego? Przy pierwszym pobycie w szpitalu psychiatrycznym przyjął mnie doktor, który miał po prostu tej nocy dyżur na kilku oddziałach. Nie było na miejscu żadnego specjalisty. Był trochę poruszony jak mnie zobaczył. Byłam w takim stanie, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Miałam przeraźliwą gonitwę myśli, nawet nie pamiętam, co do mnie mówił. Byłam tak bardzo przytłoczona. Napisałam mu kartkę. Na szczęście Pani Doktor internistka od razu dała mi skierowanie na oddział, gdy powiedziałam jej o myślach samobójczych. Trafiłam tam, będąc taka szczęśliwa, że jestem w końcu w miejscu, w którym mi pomogą. Rodzice także odczuli ulgę. Jednak tak bardzo się pomyliliśmy... Podano mi dwa czerwone cukierki i zasnęłam w szpitalnym łóżku. Rano zostałam przebudzona informacją, że muszę wstać na poranną gimnastykę. WHAT?! Zaczęłam się szybciutko ubierać, po czym wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki. I wtedy zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę, a ostatnie co usłyszałam to zdanie dwóch starszych pań siedzących na korytarzu: "No, już się upiła"... Otworzyłam oczy, a wokół mnie ujrzałam wianuszek ludzi, a najbliżej pana sanitariusza, który trzymał moje nogi w górze. Zemdlałam. Przeniesiono mnie na łóżko i tak spędziłam sobie resztę dnia (bardzo miła pacjentka przyniosła mi kanapki). Gdy rodzice i mój wspaniały brat przyjechali mnie zobaczyć byli przerażeni, no bo miałam sporą szramę na ryju. Startą skórę nad okiem dokładniej. Myśleli, że ktoś mi zrobił w nocy krzywdę. Chcieli mnie stamtąd natychmiast zabierać. i tak się zaczął mój pierwszy pobyt. Po kilku długich dniach miałam rozmowę z Panią Ordynator i psychologiem. Rozmowa przebiegła o wiele lepiej, ponieważ dzięki lekom mogłam zacząć cokolwiek opowiadać. Wyszłam z gabinetu uspokojona, że wreszcie ktoś się mną zajął na poważnie. I co? I nic. Serio. Po dwóch tygodniach od tej rozmowy wrócił z egzotycznego urlopu Pan Doktor, który miał mnie prowadzić. WOW! Przy porannym obchodzie wszedł do mojego pokoju i rzucił wesoło: "to ta z psychozą?" i śmieszkował dalej w mojej obecności z pielęgniarkami. Byłam wszystkiego świadoma. SERIO?! Ale mnie wtedy wkurwił. O Boże, jaka ja byłam wkurwiona. Nigdy nie byłam tak kurewsko zła. CO TO BYŁ ZA BUC. Dopiero w kolejnych dniach miałam się o tym przekonać... Zaprosił mnie do swojego gabinetu. Wałkowanie tematu od nowa. Jednak nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Kolejny raz nie chciałam przechodzić przez ten sam stres, te emocje, przy odtwarzaniu poraz trzeci wydarzeń, które miały miejsce przed przyjazdem. Do tego doszła świadomość, jak mnie potraktował przy pierwszym spotkaniu. Czułam się przy nim jak śmieć. Dwie starsze Panie z mojego pokoju, stwierdziły błyskotliwie, że zachował się jak prawdziwy burak i frajer. Piechurki z mojego pokoju były równiusieńkie! Nic nie mówiłam, więc zaczął pytać. Wiedział może jakieś 10% wszystkiego? Czarę goryczy przelała jedna rzecz. Mój bro wyjeżdzał do Holandii, raczej na stałe. Zapukałam któregoś dnia grzecznie do gabinetu. Zaprosił, więc weszłam. Powiedziałam, że mój brat wyjeżdża na stałe, że jest dla mnie bardzo ważny. Spytałam, czy pozwoli mi zobaczyć się z nim i pożegnać. Co usłyszałam? NIE! Ha! To był samiusieńki początek, zachowywałam się jak osoba niezrównoważona psychicznie (taki level max jaki potraficie sobie tylko wyobrazić). Odczuwałam wszystko sto razy mocniej niż randomowy człowiek. Nie panowałam nad sobą. To NIE było jak płachta na byka. Brat to był najważniejszy człowiek w moim 19-letnim wtedy życiu. NIE KURWA?! JAKIE KURWA NIE?! Wydarłam się na niego (w tym momencie nie mogę sobie przypomnieć, co dokładnie powiedziałam, ale przypuszczam, że chyba nic miłego). Odwróciłam się, walnęłam drzwiami do jego gabinetu i widziałam, jak kilka osób spierdala do palarni (wtedy jeszcze sama nie jarałam). Chyba myśleli, że mam jakiś atak i należy uciekać w bezpieczne miejsce. A ja poszłam do łazienki, zamknęłam się w kabinie i zaczęłam wyć. Wyłam na cały regulator jak debil. Nigdy tak nie wyłam. Zdrowy człowiek chyba tak nie reaguje? Moja nienawiść do tego człowieka wyjebała ponad skalę. W czasie pobytu stwierdził kolejno: "to ta z psychozą, pani kłamie, pani udaje, pani nie chce chodzić do szkoły, naczytała się pani internetów, pani chce uciec z domu, bo ma pani problemy rodzinne i w kontaktach z rówieśnikami i jest pani ewidentnie uzależniona od narkotyków". Nie podchodził już wcale do mojego łóżka przy obchodach. Jednak przepisał mi leki kolejno na: depresję, chorobę afektywną dwubiegunową, nerwicę, jakieś leki uspokajające i przeciwpsychotyczne. Dostawałam garstkę leków rano, w południe i wieczorem. Zrobił ze mnie ledwo chodzące zombie. Jedynie panie pielęgniarki się nade mną litowały i dawały zastrzyk w dupala od czasu do czasu. Rodzice mnie stamtąd zabrali na żądanie. Doktor stwierdził wtedy, że mój stan nie pozwala na wypis. Jak nie pozwala na wypis skoro według niego kłamałam? Rozumiecie coś z tego? Pierwszy pobyt w szpitalu był tragedią. Pomyłką. Odradzam każdemu pobytu w szpitalu, w którym byłam. Zapierajcie się rękoma, nogami i czym się da! Po czasie czytając forum dowiedziałam się, że takie traktowanie jest tam codziennością. A pan doktor wtedy był w trakcie (!) robienia specjalizacji psychiatrycznej. Nie był psychiatrą. I leczył ludzi. I tutaj zakończymy.

A wy? Macie jakieś doświadczenia z pobytów w szpitalu? Było okej, czy tak jak u mnie? Dajcie znać na dole w okienku