... bo fakt, że czasem coś/ktoś odwraca się do mnie tyłem nie znaczy wcale, że mnie nie lubi. Może po prostu uczy mnie czegoś więcej... : )
Moje sny zamknęły dzisiaj 7 krąg. Rozwiązały moje problemy. Musiałam umrzeć, by się odrodzić, oczyścić, by nie analizować, a czuć. Dużo pracy mnie to kosztowało. Wracam. Znowu taka, jaką potrafiłam się zaakceptować.
... było wczesne popołudnie. Niebo miało smutny odcień szarości, pokrytej rozlanym mlekiem, nad którym płakało wielu.
Spotkaliśmy się na liliowej werandzie, spoglądając na spadające, chłodne łzy nieba.
Z głową pełną problemów i zmartwień nigdy nie stanowiłeś dla mnie niczego ponad neuronalną aktywnością, tworzącą ze mną pewną interakcję podczas długich, prostych - i nie - rozważań nad sensem połączeń atomów tlenu z wklęsłą kolebką z erytrocytowych dłoni.
Tym razem było inaczej.
Podszedłszy do mnie z tyłu szepnąłeś:
- Przepraszam, muszę.
Przytuliłeś się, jak nigdy, chwytając moje dłonie w nadgarstkach. "Nie myśl, nie analizuj, błagam", mówiły Twoje gesty. Trzymałeś mocno, wyłączając mój umysł. Nigdy nie ufałam takim uniesieniom, nigdy nie zbliżałam się do mężczyzn, którzy mieli ulokowane emocjonalne pokłady w innej ludzkiej istocie. Moje zobowiązania też przestały się liczyć. Był tylko ten moment, pierwszy moment, który okazał się nasz w tym zatrzymanym kadrze.
Pozwoliłam się przytulić. Są dotyki dłoni i objęcia ramion, które naszą dotychczasową przeszłość kasują. Mimo, że to, co się działo było totalnym szaleństwem wobec tego, co wolno i co wypada- poddaliśmy się temu. Przez chwilę rozmawialiśmy spojrzeniami. Nie liczył się dla mnie sposób rozszerzania się Twoich źrenic, nie liczyłam mrugnięć, nie zastanawiałam się, co czujesz. Byłam, W pełnym tego słowa znaczeniu.
-Kocham Cię i Cię nienawidzę. - przerwałeś ciszę, wywołując przekrzywienie się kącików moich ust w anormalne zestawienie uśmiechu i zmieszania. Znaliśmy się tyle czasu.
- Mam tak samo. Dokładnie tak samo. - odpowiedziałam pewnie. Mimo, że jestem ogromnym wrogiem słów, te uważałam za najautentyczniejsze, jakie dotąd usłyszałam i sama skonstruowałam, artykuując cicho.
Wyczułeś mnie myślami, składając długi pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam go. Ty odwzajemniłeś mój odwzajemniony, a ja ten, który odwzajemniłeś Ty w odwzajemnieniu na mój, zainicjowany przez Twój. Ostatnią rzeczą, jaką teraz chciałam były jakiekolwiek obietnice, zapewnienia. Wiedziałam, że to była tylko chwila, więc chciałam z niej wycisnąć jak najwięcej. Byłeś na tą chwilę najdorzalszą z hiszpańskich pomarańczy, jakie kiedykolwiek przyszło mi smakować. Każda kropelka Twojego miąższu była wyjątkowa, w każdej czuć było promienie słońca, jakie ogrzewały Cię podczas dorastania, każde podmuchy namiętnego wiatru, który intensywnie Cię kołysząć nie raz doprowadził Cię do upadku, bólu czy zniszczenia. Wiedziałam, że mam tylko jedną szansę, właśnie tu i teraz. Byłeś mój.
Zakończywszy unię warg wzięłam rozejm także z Twoim wzrokiem. Z uśmiechem na ustach przeskoczyłam fioletowawy murek naszego ziemskiego raju i udałam się do przed siebie. Wiedziałam za co mnie nienawidzisz. Długoterminowa bliskość wiązałaby się z przewróceniem Twojego dotychczasowego bytowania wielokrotnie do góry nogami. Aż do mdłości. Zyskałbyś wielu wrogów, musiałbyś zerwać z przeszłością, zakonczyć pare znajomości, a szczególnie tą jedną, w której trwałeś tyle czasu. Ale ja też. Bylam w identycznym impasie.
Ty jednak szedłeś za mną. Słyszałam Twoje kroki. Nie zbliżałeś się i nie oddalałeś. Utrzymywałeś wciąż tą samą odległość.
- To kroki życia. Idziemy razem w tym samym tempie i tą samą drogą. Odwróć się, ale nie zbliżaj. Teraz Ty pozwól się prowadzić.
Brzmiało to abstrakcyjnie, więc nie miałam nic do stracenia. Jednak uwierzyłam już po krótkiej chwili, kładąc stopy prawie, że na Twoich śladach. Obserwowałam Twoje ruchy, sposób chodzenia. Radował mnie fakt, iż nie omijałeś żadnych przeszkód, ze szczególnym uwzględnieniem ukochanych przeze mnie kałuż. Droga ta była pełna podziwiania i milczenia. Nasze milczenie było idealną zespołową grą.
Zatrzymawszy się obserwowałam jak odchodzisz. Szedłeś do przodu w zaparte, przecież czas nie czeka. Czy nadszedł ten moment, by zrezygnować?
Zniknąłeś mi za horyzontem z marzeń. Zostawiłeś mi wszystko.
Spotkałam Cię chwilę później ze starszym, nieznanym mi mężczyzną. Debatowałeś z nim nad sensem przesypujących się ziarenek w ukształtowanym przez Twoje dłonie szkle. Zawołałeś mnie dyskretnie, wiedząc, że i tak Cię dogodnię. Nie poczułam się ani przez chwilę zostawiona, raczej pobłogosławiona Twoją cudowną wyrozumiałością, Nie przedstawiałeś mnie, bo ten człowiek znał mnie od lat, zupełnie jak gdybyś opowiadał mu o każdym moim cichym westcheniu.
Znów złączyłeś nasze usta, znów rozprzestrzeniłeś we mnie coś, co sprawiło, że czułam się pomarańczowo-zółta, z czerwonymi przebłyskami.
Zrozumiał.
Siedzieliśmy na najzwyklejszej, parkowej ławce, czekając na następnych "gości". Tym razem to dusze z moich kręgów, Ci bliscy, tłumiący moje "ja", krępujący moje mentalne skrzydła. Ku mojemu i ich zdziwieniu przyciągnąłeś mnie znów do siebie, przylgnęły wargi, na ciepło, na długo. Nie puściłeś mnie już tym razem, dopóty, dopóki otoczenie nie uśmiechnęło się wyrozumiale i nie zostawiło nas samych w tej jedności ducha.
Nikt nam nie wierzył. Ze zwykłego "nie", "tak", "masz rację", "czym jest życie?" zrodziłeś "tak... naprawdę nie myślałem o Tobie poważnie, bo zająłęm swoje serce sprawami, które warte tego nie były", "nie... mogę uwierzyć, że mogłem popełnić aż taki błąd, wybierając inną drogę, odległy od mojego dźwięk zbliżających się kroków", "masz rację, kochałem ją, ale ten płomień dawno zgasł...", bo "czym jest życie... jeśli oszukujemy się, w nadziei, że miłość obudzi się z czasem?"
Przyszedł wieczór. Drzewa na osiedlu rzucały cienie, układające się w każdy miniony koszmar, do którego musiałam dojrzeć. Minęliśmy czekającego mężczyznę, do którego to ja wcześniej wzdychałam tęsknie tyle dni. Miał bukiet kwiatów, koszulę, którą kupiłam mu w chłodny, zimowy dzień i chłód w sercu. Wiedział, że przegrał szansę, którą byłam. Tak, właśnie dziś wiem, byłam jego szansą na najpięknejsze chwile. Nie odwróciłam się za nim, bo przyszedł mój czas... moja szansa. Mój pomarańczowy gaj...
Inni użytkownicy: mipiacepastasyberiaszmatdobryborysadamkaczor137nrbimaze1996darcia30lovepmpkolakola1224tomi71
Inni zdjęcia: Na końcu świata bluebird11Dzień dobry patusiax395Chlajlando pamietnikpotworaDZISIEJSZY KSIĘŻYC 31.05.2025r. xavekittyxKamieniołom usinska1491 akcentovaCorvus monedula -Kawka zwyczajna tomaszj85Corvus monedula -Kawka zwyczajna tomaszj85Moja kochana patkigdMoja patkigd