W ostatnim czasie zauważyłam, że cieżko jest utrzymać cokolwiek.
Od momentu rozstania w długoletnim partnerem/chłopakiem/facetem w listopadzie miałam kilka przelotnych związków, których w sumie związkiem nazwać nie można. Należę raczej do osob, ktore jak już się zaangażują, to na całego. Szybko przywiązuje sie do ludzi, co zazwyczaj kończy się tylko bólem. Specjalnie nie użyłam słów "złamanym sercem" bo MOIM zdaniem nie można zakochać się w kimś w przeciągu 2 tygodni czy miesiąca. Można czuć "coś" do drugiej osoby, może Ci na niej zależeć.
W momencie kiedy jest "zielone światło" ja angażuje całą siebie.
Jestem bardzo wyrozumiałą osobą i wiele rzeczy jestem w stanie zaakceptować, ale jest coś, czego w zyciu mi się nie uda.
Jakiś czas temu poznałam chłopaka - kucharz pracoholik. W momencie kiedy sie poznaliśmy pracował praktycznie 7 dni w tygodniu, po 12-14 godzin a w weekend jeszcze wiecej. Wiedziałam ze ta praca jest jego pasją i to akceptowałam. Nasza znajomość miała wzloty i upadki, ale to jak każda. Na początku było okej, potem nie mieliśmy ze sobą kontaktu aż do czasu gdy wyjechał nad morze do pracy. Może znaliśmy się dość krótko ale obu nam wydawało się, że dobrze. Postanowiliśmy spróbować, mimo dzielących nas ponad 500km oraz pomimo ze we wrześniu wyjeżdża na staż za granice. Jednak on sam nie wytrzymał i wrócił do domu, żebyśmy mogli spedzic wiecej czasu razem przed jego dłuższa nieobecnością. Żebyśmy mogli sie lepiej poznać. Szukał pracy w swoim mieście, ale sie nie udało i znów podjął decyzje ze spróbuje nad morzem, źle to przyjęłam, ale wiedziałam, że musi jechać zeby zarobić na wyjazd. Przez okres niecałego tygodnia jak był w domu widzieliśmy sie dwa razy. Zaplanowaliśmy że spotkamy się dzien przed jego ponownym wyjazdem i spędzimy ze sobą trochę czasu. "Jakieś kino, kręgle, co Ty na to?" - zapytał, zgodziłam się i już w głowie wyobrazalam sobie ze bedzie fajnie. Czar prysł w momencie gdy napisał -"poznasz moją przyjaciółkę". Myślałam, że spędzimy ten czas sami, ale zgodziłam sie, bo jak Ci na kimś zależy to idziesz na kompromis, ale dopytałam czy w takim razie chociaż przed czy po poświęci mi pol godziny sam na sam a ten jakby dla niego to było normalne "oczywiście, że nie. Przeciez ja zabieram ze sobą M." Ja w szoku, zrobiło mi sie przykro, a ten dalej ze to jego przyjaciółka i chciałby sie z nia pożegnać przed wyjazdem. Okej ja to rozumiem ale jako JEGO dziewczyna wymagałam też poświęcenia wyłącznie mi uwagi. Przez ten okres jak był w domu ja z nim widziałam sie 2 razy, a on z nią 4. MOIM zdaniem jak się chce z kimś być, tym bardziej, że niedługo bedzie Was dzielić ponad 1300km to spędzasz z tą osobą tyle czasu ile możesz.
Wymagałam tylko poświęcenia wiecej czasu. Starczyłoby mi nawet głupie pół godziny, godzina. Może za ostro zareagowałam, bo napisałam, że skoro tak stawia sprawę, to żeby sie tylko z nią spotkał. Ale jak mamy zbudować związek w momencie gdy praktycznie nie przebywamy ze sobą sam na sam?
Szczerze nie wiem co powinnam zrobic, na ten moment on sam napisał, ze skoro tak "mamy rozmawiać" to mam racje, że to wszystko nie ma sensu.
Co Waszym zdaniem powinnam zrobic?
Inni użytkownicy: jajamikicris012ewela1215pierdocamichuuuu332paihfaiphhueciakxemilyymkmsbibur
Inni zdjęcia: 13.05.2025 bolimnieniebo13.05.2025 bolimnieniebo14.05.2025 bolimnieniebo16.05.2025 bolimnieniebo( : sciezkadzwiekowa:) dorcia2700Tawuła ogrodowa :) halinamListopad w maju kurdupelpunk1477zaraz będzie ciemno keris17 / 05 / 25 xheroineemogirlx