Liceum. To jedno słowo i nagle dowiadujesz się, jak to jest miec przepełniony mózg. Mniej lub bardziej ważnymi informacjami.
Listopad. To jedno słowo i nagle dowiadujesz się, co to znaczy miec wiecznie zły humor. Nie ważne, czy pada deszcz, czy jakaś mgiełkowata mżawka, czy akurat łaskawie nic nie pada.
Klakier. To jedno słowo i nagle dowiadujesz się, jak wiele jesteś w stanie poświęcic dla pasji. Wychodzi na to, że całkiem sporo skoro akceptujesz kilka prób w tygodniu, zawalenie spraw prywatnych, niekoniecznie dobry humor wszystkich wokół (powód wyżej) bez mrugnięcia okiem.
Autobus. To jedno słowo i nagle zdajesz sobie sprawę, jak jedna rzecz jest w stanie wkur zdenerwowac tak wiele osób jednocześnie. I jak bardzo nienawidzisz pracy/szkoły, a raczej dojazdów do nich.
Przyjaciele. To jedno słowo i nagle uzmysławiasz sobie, że mimo tych wszystkich kłopotów, zmartwień, niekoniecznie dobrej aury za oknem, denerwującej nauczycielki/szefa, złego dnia, zabawki diabła (czyt. autobusu), wiecznego zabiegania... Mimo tego wszystkiego, dzięki każdemu dniu ze świadomością posiadania tak wyjątkowych dla ciebie osób wiesz, że WARTO ŻYć.