Myślałem, że gorzej być nie może. Pomyliłem się. Znowu...
Od tygodnia jestem wrakiem człowieka. Nie mogę jeść, spać, funkcjonować.
Wszystko zaczęło się od sytuacji, o której wspomniałem w ostatnim wpisie. Nie mogę powiedzieć, że skłamałem, ale napisałem tak mało, bo nie chciałem wylewać tutaj swych żali. Miałem też wielką nadzieję, że sytuacja ulegnie zmianie. Na dzień dzisiejszy wygląda na to, że nie ma ku temu najmniejszych szans.
Wszystko zaczęło się pare tygodni temu, gdy dowiedziałem się, że będzie koncert Closterkeller w Zielonej Górze. Poczułem, że to może być okazja, by spotkać się z moją byłą i dzięki której będzie jeszcze można "nas" naprawić. Spróbować jeszcze raz. Wszystko szło w tym kierunku. Odzyskaliśmy znowu dobry kontakt, dużo rozmawialiśmy i pisaliśmy ze sobą. Gdy zaprosiłem ją na koncert od razu się zgodziła. Te godziny były cudowne. Staliśmy przed sceną przytuleni i jedyne o czym marzyłem, to żeby zatrzymał się czas.
Niestety nic nie trwa wiecznie. Zwłaszcza gdy się o to prosi.
Po koncercie spotkanie miało się zakończyć. Obiecałem, że odwiązę ją do domu, lecz zbieg okoliczności sprawił, że pojechaliśmy do mnie. Chyba nie mogłem być wtedy bardziej szczęśliwy. Rano poszedłem na praktyki. Wczesnym wieczorem musiała wracać, ale starczyło jeszcze czasu na zrobienie pizzy.
Mieliśmy się widzieć za niecałe dwa tygodnie. Tak, żeby spędzić ze sobą pare dni jeszcze przed rozpoczęciem studiów. W tym czasie był super kontakt. Mieliśmy porozmawiać i być ze sobą, kiedy się zobaczymy. No i ten czas się przedłużał z powodu jej wypłaty, której nie dostawała. Bardzo mnie zabolało to, że przewidziała swoją wyprowdzę do Szczecina na środę. Przecież ja poniedziałek i wtorek miałem zajęty wymianą okien i ostatnim dniem praktyk. Przykro mi było, bo bo miałem wrażenie, że się nie liczę.
I takim sposobem rozpętała się kłótnia. Z mojej winy niestety. Poleciały nieprawdziwe, przykre słowa i nadintrpretacja. Przyjaciółka mówiła, mi żebym się nie załamywał. Że to wszystko można jeszcze naprawić. Zacząłem wierzyć, że to jest prawda. Że to tylko drobna sprzeczka, o której można łatwo zapomnieć.
Jak się okazało... wcale nie taka drobna. W środę 26 września rozmawialiśmy o tym, że oboje chcemy to naprawić i być ze sobą, że jak się kocha, to się naprawia. Powiedziałem, że w piątek przyjadę i spędzimy razem miło dzień. Dzień później dostaję wieczorem wiadomość ,,To nie ma sensu''. Trochę się znowu posprzeczaliśmy, ale kolejnego dnia mieliśmy umówione spotkanie i to właśnie na nim chciałem wszystko wyjaśnić.
Nie spałem cała noc. Rzucałem się z boku na bok. Nerwy i niepewność niszczyły mnie jak nigdy. Na szczęście o 7:45 miałem busa do Szczeina. Myślałem, że nie będę długo czekał na spotkanie. Ależ ja się myliłem. Na miejscu byłem o 9. Dzwoniłem, pisałem, chodziłem po całym mieście i nic. Nie odbierała... nie odpisywała. Nie miałem pojęcia co robić. Postanowiłem pójść pod jej dom i czekać. Jakoś przed 12 odebrała telefon. Zaprosiła mnie do siebie i... nie rozmawialiśmy. Mówiłem, jak bardzo mi zależy, że przepraszam, że chcę to wszystko naprawić. Przytulałem ją, a ona milczała. Nie jestem w stanie opisać tego, co czułem. Z jednej strony byłem niesamowicie spokojny. Wiedziałem, że jest dobrze, bo ona jest obok, a z drugiej stony nie mogłem znieść tej ciszy.
Po około 3 godzinach powiedziała mi, że to się nie uda. Była tak bardzo bez uczuć. Tak się nie robi. Nie wolno mówić takich rzeczy w tak straszny sposob. To boli stokroć bardziej. No i musiałem iść... wyszła mnie odprowadzić. Ledwo powstrzymywałem łzy, ale jak mnie przytuliła na pożegnanie, to wybuchłem płaczem tak, ze aż się zanosiłem.
Chodziłem po mieście i łzy lały się jak nienormalne. Nie chce nawet wiedzieć, co ludzie sobie myśleli.
Na domiar złego powiedziałem w agencji pracy, że pójdę do Tesco na noc. Wtedy będziemy mogli się jeszcze rano spotkać i spędzić trochę czasu. Nie przwidziałem takiego obrotu spraw. Nie chciałem go przewidywać. Wiem, że jestem naiwny. Łatwowierny i naiwny.
Praca w takim stanie przy wykładaniu towaru od 22 do 6 to horror. Ludzie mówią coś do ciebie, a ty nie wiesz nawet o co chodzi. Chodziłem zamykać się do toalety dobre 5 razy. Nie wiem, jak to przetrwałem. Może nie zdawałem sobie sprawy z rzeczywistości?
Powrotny pociąg o 7:01. Zazwyczaj jeżdżę do Szczecina/Gorzowa autobusami, alle musiałbym czekać do 9. Podróż kosztuje 17,50zł, a trwa 1,5 godziny. Teraz zapłaciłem ponad 24zł i jechałem 3 godziny.
Potrzebowałem się ruszyć. Nie byłem w stanie siedzieć i czekać.
Dziadkowie nalegali, żebym od razu do nich przyjechał. Nie wiedzą o niczym. Powiedziałem im tylko, że jadę do pracy na noc. Zmierzyli mi temperaturę (zawsze to robią). Miałem 34,8*C. Wróciłem do siebie i zasnąłem. Wstałem kolejnego dnia i usiałem, by zamieścić ten wpis.
Jest tu masa błędów. Nie mam siły tego czytać i dokonywać korekty.
Alkohol może nie był najlepszym pomysłem na świecie, ale to zawsze coś.
Przepraszam.
Musiałem się wygadać. Nie wiem, co robić...
B.K.
Inni użytkownicy: sahasularahajpanek94amandooojulitkajula144unospinnalex11234adriano3488nalna90vitusoslilly02
Inni zdjęcia: Wolne patusiax395New Hair Right dawsteTo, co zostaje, gdy nie ma nic. comarroTears like a waterfall modernmedival... pils931449 akcentova:) dorcia2700Brak tytułu zwyczajnieszczesliwia1 mktnccPrzepełnienie świąteczne bluebird11