photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 19 LUTEGO 2014 , exif
960
Dodano: 19 LUTEGO 2014

my name is, UPS...

Znowu to robię. Mam tego bloga parę ładnych lat i wchodzę tu tylko w tedy kiedy jest mi źle i muszę przelać to wszystko palcami na klawiaturę trochę chaotycznie, nerwowo mogę to porównać do rwistej i stronej Niagary. Co jakiś czas stukam tak w tę kawiaturę, po czym po paru godzinach, dniach, lub miesiącach wchodzę tu znowu, by usunąć to co mnie trapiło... bo przecież już jest na pozór dobrze.

No właśnie. Na pozór jest OK. Bo przecież tak sobie powiedziałam- obiecałam. Nie wracam tam skąd przywiało mnie tu.. nie po to jestem teraz tu gdzie jestem, by znów wracać tam skąd przyszłam. Teoria.

 

1. I przy tej jedynce się wszystko zacznie numeru drugiego tego przelewu słabości, zahwiania już nie napiszę. Teoretycznie.

Byłam dziś u kuzynki, przeczytała mi 30 kartek odkupienia, w tych stronach znalazłam siebie, kawałek. Zatraciłam się w słowach i upijałam się tak samo nimi jaki winem, co chwilę wypuszczając dym ze swoich ust. Nałogowo zaciągając kolejną chmurę w swoje małe płuca... zamykałam oczy i wsłuchiwałam się w jej delikatny głos i kolejne słowa- lądowałam na tej chmurze powoli odpływając z kolejnym słowem, gdzieś w swoje myśli. Po tym jak skończyła czytać...och... chciałam, by zaczęła czytać na nowo, od początku. Dopiero  w tedy uświadomiłam sobie jak bardzo jestesmy do siebie podobne(Ty wiesz)
.

Pisząc, że teoretycznie tylko mam przeszłość za sobą, chodziło mi o to, że ona jakby jest ciągle we mnie, bo odcisnęła na mnie swoje piętno, nauczyła mnie jak być egoistką, jak grać, jak wykorzystywać, jak być zimną wyrahowaną .... no... wiecie. Nauczyła mnie, jak ranić i zbierać znowu za to cięgi i potoki słów typu "wróć". Nienawidzę, jej za to. Nauczyła mnie tyle złego. Jest moją nauczycielką od tylu lat i wiesz... chyba uczeń przerósł mistrza, przecież o to mi chodziło... Bo przecież po części to ja sama obrzezałam siebie z uczuć, chłód dawał mi ciepło, a bynajmniej ja dawałam ciepło w zamian za chłód, a teraz to ja kiedyś dawczyni słońca i uciechy daję chłód, lodowate skamieniałe serce. Co więcej, a co mniej śmieszne, bądź nie śmieszne, a raczej trochę przerażające bym powiedziała, dobrze mi z tym jaka jestem, choć wiem, że bycie taką jaką jestem nie daje mi białej karty do magnetycznych drzwi podpisanych "wolność/szczęście". Zamknęłam się w swojej przeszłości, która tak mocno się we mnie zakorzeniła, że nie potrafię jej z siebie wyrzucić. Ona nie odzywa się często raczej stoi na uboczu, przychodzi w tedy kiedy jej pasuje, w najmniej odpowiednim momenencie, kiedy w końcu pojawia się biała karta i "szczęście". Zjawia się właśnie ona. Pieprzona egoistka, obrzezana z jakichkolwiek uczuć. Przeszlość- Ty skandaliczna egoistko. Ty egoistko, taka sama jak ja. Moja nauczycielko, mentorze. Stworzyłaś wokól mnie tak gruby i twardy mur, że już nie mam siły w niego walić głową, a tak bardzo chciałabym się wydostać... I na prawdę starałam się, ale za każdym razem się poddaję, po jakimś tam niedługim czasie, bo boję się tego, że może być jak kiedyś i, że w tedy będę jeszcze gorsza.

Poznałam go, był miły - Łał.. taki inny. Spotkalismy się w ten sam dzień już po raz drugi, i tak siedzieliśmy po turecku na stole i rozmawialysby, było chłodno pamiętam, powiedzieliśmy sobie różne rzeczy na pierwszym spotkaniu tak się przed nim otworzyłam, że gdy wróciłam do domu, sruknęłam się w czoło popatrzyłam w lustro i powiedziałam do siebie po swoim drugim imieniu "Idiotko".

Nastał monolog wewnętrzny, załowałam, ze nie zachowałam nalezytego dystansu przecież, tak nie można on jest obcy i ... i w sumie ja sama sobie też jestem jeszcze obca. Trudno co pogadaliśmy to pogadaliśmy, czułam się dziwnie, bo to było takie zespojenie naszych dusz...

Przyżekam! Na Boga! obiecałam sobie, że to niemożliwe i , że więcej  nie napiszę sama! ani nawet nie odpiszę jemu. Wystraszyłam się, bo przecież tamten też taki na początku był... taa... początki zawsze są piękne, porównałam, a to był błąd stuknęłam się więc za to w czoło mając nadzieje, że to pomoże. Nie pamiętam już, czy dnia nastepnego napisałam ja czy On, w każdym razie złamałam swoją obietnicę, którą egoistycznie jak przystało na egoistkę złożyłam sama sobie :) odpisałam czy tam napisałam i spotkaliśmy się.  Potem kilka razy, na imprezie. Niech by to... Minęło parę spotkań zauroczyłam się, na chwilę dostałam przepustkę do drzwi z napisem "szczęście" nie na długo na parę miesięcy, oczywiście piękny sen się kończył, czarna karta wręczona ponownie. On jest taki uczuciowy,  beztroski, wyzwolony od wszelkiego zła, więc ja zatruta, zimna z Nim? nie ... po prostu nie mogę, nie mogę ... go ranić tym kim jestem ja, nie mogę zachłannie brać od niego i wysysać z niego milości kiedy od siebie nie daję nic, bo... nie potrafię. Nie wiem czy są we mnie jeszcze jakieś uczucia, które mogłabym poświęcić dla kogoś, dlatego to koniec... Dlatego się skończyło. Szkoda, ale wiesz... to dla Twojego dobra, może to i z troski i może zabrzmi to dość hm...dziwnie, ale uważam, że zasługujesz na osobę , która ma w sobie tyle milości i uczucia i tyle tego ciepła, beztroski i marzeń i pragnień.. chciałabym byś mógł je czerpać nieustannie, a nie tylko przez chwilę między wahaniami, strachem. Chciałabym, byś miał kogoś, kto da Ci więcej rozkoszy pięknych chwil i przyszłości... wiesz i życzę Ci tego.

Twoja Lili.

 

(...) A przecież nie miałam wracać tam skąd mnie przywiało, bo nie po to przywiało mnie tu gdzie teraz jestem, by wracać tam skąd przyszłam. Teoria. W praktyce ma się nijak...znowu złamałam obietnicę.