Bardzo dużo czasu mmnie tu nie było.
Jestem chyba winna jakieś wyjaśniania.
Nie wiem.
Od kiedy definitywnie rozstalam się z B. Czyli w kwietniu, nie mogę być w związku wszystko trwa po góra 4 tygodnie.
Każdego odtracam. Nie rozumiem, wymagam chuj wie czego.
Chodzę zmęczona, smutna, zła i przybita. W szkołę się pytają Co się dzieję, w pracy. W domu milczą.
Boli.
Każdy dzień.
Boję sie.
Wszystkiego.
Chcę uciec, zniknąć.
To nie takie proste.
Pracuje weekendowo, w pracy mam cudownych ludzi zawsze pociesza i się będą śmiać. Uwielbiam ich.
W szkole nie jestem w stanie patrzeć na tych ludzi.
W domu, siedzę zamknięta w pokoju.
Nie ma tygodnia żebym nie płakała.
Rozmawiam dużo z B.
Nie umiem z nim nie rozmawiać.
On mnie tylko rozumie i zna na tyle że mogę mu powiedzieć wszystko.
Dziękuję ze jest.
Zbieram kasę na wyjazd od Irlandii w ferie zimowe.
Lecę do przyjaciela. Odpocząć.
Moja wychowawczyni i pani od anglika proponowaly mi psychologa.
W wrześniu dowiedziałam się ze mój przyjaciel jest w trakcie chemii. Powoli ja kończy. Ostania zaczął w środę.
Trzymam za niego kciuki, ale Nie umiem z nim rozmawiać. Bo mi się płakać chce.
Nie daje chyba rady znowu.
Well...fuck