photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 24 PAŹDZIERNIKA 2010 , exif
300
Dodano: 24 PAŹDZIERNIKA 2010

ostatnie zdjęcie tutaj.

w milionach kontaktów gubiąc się, nie widząc żadnego, do którego można by.. mówić. powiedzieć, szeptać, co dla mnie jest, lub nie jest. ważne, nie ważne, osobiste, czy może mniej, ale moje. a kogo obchodzi to , że jest cicho, że nie ma nic, że liście zmieni śnieg, że śnieg stopnieje, i będzie zielona trawa, że będzie ciepło, woda, słońce, a potem znów to co jest. obejrzą się, powiedzą : znów nie mam nic, a to co mam to urojenia, że coś mam. tam gdzie chcę jechać, nie ma tego co miało być, tam gdzie jestem nie ma wogóle. jak żyć. Oni proszą, by dzień dał im wrażenia . wrażenia na sztucznym płynie, na sztucznych rzęsach, sztucznych uśmiechach i sztucznym życiu, bo od łez poduszka zapłakana - tylko ona wie jak boli ogrom samotności. nie masz nikogo - nie jesteś samotny, sam napędzając machinę życia, i uwierz: możesz mieć i robić wszystko. nikt Cię nie boli, nie, ogranicza, nie każe, nie błaga i o nic nie prosi, nie tęskni , albo i tęskni, ale mało. żyj obok. żyj i przyglądaj się jak coraz dalej są pewne twarze, pewne rzeczy i wiele spraw. niech uciekną. a Ty się zajmij życiem. słodkim, bezkrwawym, ciągle na jednym poziomie emocjonalnym, jednostajnym, suchym, ale obfitym w wiele spraw. nie ma trudnych uczuć, nie ma zagadek nie do rozwiązania. miłość , nienawiść, kontrola, przeszłość - przyszłość, pytania. stany emocjonalne, które nawet nie są żadnymi stanami, pojebane problemy, które nie są problemami. miliony razy jeszcze raz się oczyszczę, jeszcze raz was wszystkich wyrzucę. po polsku: wykasuje wasze numery z telefonów, wasze naprute pseudointeligentnymi opisami gg, wasze fotoblogi ociekające emocjami, wasze facebooki najebane gdzie tylko można cytatami (których sami nie rozumiecie), zdjęciami z imprez na których nie wiecie z kim byliście, wasze wszystko , i wszystko, i jeszcze wszystko, czym rzygać mi się chce trochę. chcę mieć radość, kiedy się 'oczyszczam' z wielu spraw, mam wrażenie , że zlewa się ze mnie milion spraw. i dzisiaj może chcę do Ciebie zadzownić, ale jesteś strasznym skurwysynem i wiesz o tym i czekasz na telefon, a ja nie dam Ci satysfakcji. i może przyjdzie taki dzień, że ty [przez małe t], jakimś cudem znajdziesz mój numer telefonu i zadzwonisz, zapytać, jak się czuje. przecież to tak łatwo. słowa są takie łatwe. a ja cię nadal nienawidze, i nie wiem kiedy mi przejdzie. może jutro, a może już nigdy. więc zamilcz jak do mnie próbujesz mówić słowotokiem cholernie niezrozumiałym. i chcę iść nad jezioro, ale jestem chora, i chcę znów jak w grudniu pewnym bać się drogi ciemnej w lesie, i przypomnieć sobie jak serce rozkrajało mi się na dwie wielkie czerwone duże części, ze środka ulatywała frustracja i ulga i jeszcze parę rzeczy. że to 'już', że już. myślę, że kiedy zakłądam słuchawki i nie słyszę tego co mi chce dać świat, a słyszę to co ja chcę słyszeć, to zajdę dalej i szybciej. zajdę po swojemu. całe życie w ten sposób właśnie przejdę. więc jeśli chcesz to pamiętaj że jestem cholernie delikatnym szkłem, i rozbiję się na kurewsko małe kawałeczki, jak mnie zepchniesz ze stołu na podłogę. i będzie ciężko Ci mnie poskładać, pozbierać, znaleźć i posklejać, bo ja myślę że tak już się chyba nigdy nie da. i mam ciszę, cisza moja jest wspaniała. jest idiotycznie cicha, wcale nie jest wyrozumiała, wcale nie jest fajna, wcale mnie nie cieszy, i nie jest dobra. ale mnie łagodzi. i przypomina, i przywołuje, żeby nie zasypiać, bo wtedy się nie trzeba budzić. a jak się już raz zaśnie to tak właśnie jest, że różnie bywa.

i może wcale nie chcę znów się porozpieprzać na kawałki. i czasem myślę, że 365 dni w roku, to jak na jeden rok, to właściwie to jest za mało ich.

i jakbyś chciał wiedzieć i czuć i mieć tak jak ja mam to, to jakby się położyć nago na dachu wieżowca , na białym śliskim płótnie w kurewsko ruchliwym mieście i słyszeć jak o ósmej rano wszyscy pędzą w pośpiechu , by gdzieś zdążyć. i trąbią samochody, jadą tramwaje, ludzie się przepychają. i najlepiej niech jest chłodna jesień, i czasem kropi, a czasem wyjdzie słońce które opala jak najlepsze solarium. i Ty czekasz na te słońce, a one tylko tak czasem delikatnie.. to właśnie ja tak mam. i myślę, że ten stan, o ile to stanem nazwać można to już będze trwał.

i sądzę , że tej zimy będę biegała w kurewsko głębokim , zaszczanym śniegu boso, lub w najlepszym przypadku w skarpetach, które po trzudziestu sekundach i tak będą mokre.

czekam na śnieg. ogrzewając ręce kubkiem kawy o 3:3o w nocy.

 

won :)