Jak wynika ze zdjęcia można sobie wyobrazić, jakie byłyśmy mokre po burzy... Historia nie jest dosyć długa. Wyszłyśmy z Julką z domu- miałyśmy zamiar zrobić sobie sesję, bo pogoda była cudowna! Przepiękna wręcz. Ja wzięłam tylko okulary przeciw słoneczne oraz aparat, Julka tylko aparat.
Zdecydowałyśmy, że najpierw pójdziemy na lody przez park. Słońce nadal świeciło. Wchodząc na plażę do OSiR'u zagrzmiało- dość blisko. Ale co tam... Idziemy dalej. Chmury były już granatowe i coraz częściej grzmiało. Miałyśmy iść do lasu, ale stwierdziłyśmy, że lepiej będzie, jak wrócimy do domu. Idąc plażą powoli spostrzegłyśmy, że zaczyna kropić. Idziemy dalej. Kiedy wchodziłyśmy do parku zaczęło lać. Co raz mocniej i mocniej... Schowałyśmy się pod jednym z drzew w parku, które nie przeciekało. Jednak po pewnej chwili i to drzewo zaczęło przeciekać. Twierdząc, że i tak jesteśmy dość mokre poszłyśmy pod kościół, a by tam schować się przy wrotach. Zdążyłyśmy przed naprawdę niezłą ulewą.
Ludzi, którzy szli na Mszę śmiali się i patrzyli na nas...
W końcu Julka zadzwoniła po tatę i pojechałyśmy do domu.
Zdjęcie mówi samo za siebie...
"...bo miłość to bzdura, istnieje w filmach i tanich lekturach."
Prawdziwy cytat mówiący o życiu. Też tak uważam...
Miłości nie było, nie ma i nie będzie!
PS.: Było MOKRO, nawet bardzo...
PPS.: Jutro wyjeżdżam- wracam w niedzielę. To i tak nie robi różnicy...