UWAGA OSTRZEŻENIE
Ten post jest bardzo sentymentalny. I bardzo długi. Cholernie długi w sumie.
Możesz nie mieć ochoty go czytać. To ostatnia szansa żeby zawrócić.
Consider yourself warned.
***
Imperius "Shrek" wczoraj skończył 6 lat, a ksywka nadana mu praktycznie przy urodzeniu dalej się go trzyma... :P Nie mam zielonego pojęcia kiedy ten czas zleciał.
Dla porównania, na zdjęciu Siwy (około) 3 lata temu i z dzisiaj - ZNAJDŹ JEDNĄ RÓŻNICĘ... Może i wygląda inaczej, ale z charakteru to ten koń się nigdy nie zmieni (a przynajmniej taką mam nadzieję!) <3
Z tym koniem wiążą mnie bardzo sentymentalne wspomnienia... Zaczynając już od jego matki, która trafiła do mnie niby przypadkiem w wieku 11 lat. Będąc kompletnie niewidomą, od trzeciego roku życia, w dalszym ciągu pozwalała mi wykonywać przy sobie wszystkie czynności, które wykonuje się przy koniach, włącznie z jazdą.
Jezdność najwyraźniej Siwy odziedziczył po mamusi. Identycznie chętny do pracy, do nauki nowych elementów i tak samo delikatny w pysku (no nie licząc drobnych ekscesów w stylu "NIEEEE, NIE BĘDĘ SIĘ SŁUCHAŁ, BO NIE, BUNT, BUNT, BUNT MAMO!", ale pokażcie mi konia, który w okresie pierwszego roku po zajeżdżaniu nie przechodził buntu... ;)
Pamiętam jak się rodził dosłownie jakby to było co najmniej w zeszłym tygodniu! Pamiętam kiedy siedząc na lekcji biologii w gimnazjum moja mama nabijała mi kolejne połączenia na telefon i jak wyprosiłam u nauczycielki żeby pozwoliła mi wyjść i odebrać ten cholerny telefon... I pamiętam też swoje niedowierzanie, kiedy moja rodzicielka oznajmiła mi przez telefon, że właśnie jedzie po mnie do szkoły moja siostra (nieważne, że jeszcze 2 lekcje były przede mną!) i żebym pakowała manatki i wychodziła przed szkołę, ponieważ najwyraźniej o godzinie czternastej, w środku dnia i dwa tygodnie przed terminem Iluzja postanowiła wydać na świat swojego potomka... Dlaczego w środnu dnia i przed terminem? Because fuck you, that's why! I koniec!
Pamiętam też jak skonsternowana wrociłam do klasy i nie do końća pewna tego co robię podeszłam do nauczycielki i wyleciałam z tekstem:
- Prze pani... Bo mam nietypową prośbę...
- To znaczy?
- Mogłabym wyjść wcześniej z lekcji?
- A z jakiej to okazji?
- No... koń mi się źrebi...
Oczywiście w mojej głowie rozegrał się już najgorszy scenariusz (mianowicie: nauczycielka zabraniając mi wyjść z lekcji, woźnie zabraniające mi wyjść ze szkoły i ogólne katusze związane z siedzeniem w szkole jeszcze trzy godziny podczas gdy moja biedna klacz przechodzi męki porodu!) i w związku z tym czarnym scenariuszem miałam już w głowie gotową odpowiedź na brak zgody psorki (czytaj: łapię piórnik i plecak, biegnę do drzwi klasy, otwieram je kopniakiem z połobrotu niczym Chuck Norris i bięgnę na złamanie karku, w międzyczasie puszczając z telefonu "Nas Ne Dogonyat", docieram do najbliżeszego okna parterowego i wyskakuje przez nie z głośnym "GERONIMO!" na ustach wprost do samochodu mojej siostry. Tak było!). Jednakowoż ku mojemu zdziwieniu (no i nie ukrywajmy lekkiemu rozczarowaniu) mój plan "Be" nie został zrealizowany jako, że szanowna pani psor okazała serce i z uśmeichem na twarzy odpowiedziała mi "Idź! Leć! Nie musisz wyjaśniać! Przyjdź jutro i daj znać czy wszystko w porządku!". Miło z jej strony, prawda? :) Może pomińmy milczeniem fakt, że przez tę akcję miałam potem trochę propsy na lekcjach biologi... hehe
No i oczywiście sam poród też nie był bez przygód!
Ta mała (no dobra, już nie taka mała, ale wtedy jeszcze tak!), siwa (okej, wtedy jeszcze nie siwa, ale teraz już tak!) łajza aktualnie zwana koniem źle ułożyła się w kanale rodnym zawijając swoją głowę pod miednicę klaczy. Były to ciężkie chwile, nie ukrywam. Iluzja była wyczerpana ciągłymi bólami i próbą urodzenia źle ułożonego źrebięcia, więc kiedy weterynarz w końcu przybył na miejsce nie do końca chciała dalej przeć, przez co pojawiło się ryzyko uduszenia źrebięcia. Dzięki jednak świetnemu doktorowi, jego dedykacji i poświęceniu udało nam się pomóc klaczy i dosłownie wyciągnąć z niej bardzo dużego, jak na noworodka, karego źrebaka z odmianami na głowie i pęcinach. Tak szybko jak tylko udało mi się dotrzeć do głowy źrebaka zdjęłam mu błonę z pyska i oczyściłam drogi oddechowe żeby zobaczyć czy jeszcze odddycha po dwugodzinnej akcji porodowej... Serce miałam w gardle, ale kiedy zobaczyłam małe chrapki rozszerzające się przy wdechu podskoczyło jeszcze wyżej.
Byliśmy w domu. Witaj w stajni, młody!
Oczywiście chwilę później doktor zaczął oglądać młodego i stwierdził, że jest wielkości niektórych czteromiesięcznych źrebaków i ma się całkiem dobrze.
Oczywiście zapytałam od razu:
- Doktorze, klacz czy ogier? - doktor zerknął i oznajmił:
- Ogier. Chociaż przy takich rozmiarach to bardziej ogr. Shrek normalnie!
No i tyle wystarczyło, żeby znaleźć koniowi imię.
I choć w papierach jest "Imperius" to dla mnie zawsze już będzie "Shrek".
Happy birthday!
Inni użytkownicy: pravanzahvenengutttttmarta12389marchy2369cordowbrzdak7fanirostomekrobizdjeciakociu68didig94
Inni zdjęcia: 21 / 05 / 25 xheroineemogirlxFotoleracja pati991119 poranioneserceZ nią nacka89cwaMajowy wianek :) halinamJa nacka89cwaJa nacka89cwaJa nacka89cwaBook photographymagicJa nacka89cwa