Cześć misie :*
Tym razem nie minęło aż tak dużo czasu od ostatniej notki. Staram się tu zaglądać tak często jak mogę :d Dużo się działo w ostatnim czasie, to musze przyznać. W końcu pojechałam do Amsterdamu, udało mi się pozbierać po ostatnim zawodzie miłosnym i znowu jestem szczęśliwa ;) I coś o czym właśnie dziś chciałabym napisać. Juz samo zdjęcie mówi o co chodzi. Koncert Justina Biebera. Tak, udało mi się na niego pojechać dokładnie 8 października w Holandii do Arnhem. Do teraz sobie przypominam jak kiedy byłam dużo młodsza marzyłam o takiej chwili, pragnęłam go zobaczyć i rycząc słuchałam jego coraz to nowszych piosenek. Mam 19 lat, juz dawno się poddałam i przestałam wierzyć, ze kiedykolwiek mi się to uda bo było to po prostu nie realne. Przestałam go słuchać, przestałam w ogóle o tym myślec. Moje życie toczyło się dalej, a ja dorastałam i przestałam w końcu być tą mała dziewczynka. Od kiedy wyjechałam do Holandii jego nowe piosenki leciały w radiu w pracy przynajmniej kilkanaście razy dziennie co skutkowało tym, że z czasem kilka z nich znalazło się na mojej liście ulubionych utworów. Były po prostu dobre, lubiłam ich słuchać i to było wszystko. Pomysł z koncertem wpadł mi do głowy w zasadzie z minuty na minute i to niecały miesiąc przed nim. Bardziej chodziło mi o spełnienie marzenia przyjaciółki niż o mnie, nawet do mnie nie docierało, że coś co kiedyś było nieosiagalne mam na wyciagnięcie ręki. Znalazłam bilety, nie obyło się bez wielkiego stresu związanego z organizacja tego wszystkiego ale udało się. W dzień koncert nawet nie czułam żadnego super podniecenia, ze jadę na taki koncert. Nie docierało to do mnie wcale, choć to pewnie było spowodowane bardzo męczącym poprzednim dniem spędzonym w Amsterdamie. Po przyjeździe do Arnhem jednak się zaczęło, tłum ludzi to za mało żeby opisać to co działo się na samym dworcu. Dziewczyny chodziły w ta i z powrotem, każdy szukał możliwości dojazdu pod arenę. Organizacja była świetna, dużo ochrony która od razu pokazywała miejsca w które należy się udać, nie obyło się również bez zabawnych scenek i komentarzy :D Jak dojechaliśmy pod arenę kompletnie nie wiedziałam co się dzieje, ogromny tłum ludzi który gromadził się wokół całej areny. Znalazłyśmy swoje wejście i stanęłyśmy w kolejce co nie było zbyt przyjemne ze względu na ogromny syf który miałyśmy pod nogami.. Dziewczyny spały tam chyba ze dwa dni :o Wszystko poszło szybko i sprawnie, po chwili byłyśmy juz w środku. Zaniemówiłam. Miałyśmy bilety golden wiec wychodząc przy scenie widziałyśmy cała arenę i było to tak ogromne.. Szybko podeszłyśmy do zbierających się ludzi którzy powoli otaczali scenę. Udało nam się zając naprawdę dobre miejsca, których naprawdę trudno było pózniej dopilnować. Koło nas nie stał absolutnie nikt z Polski wiec prócz rozmowy ze sobą nawzajem słyszałyśmy tylko holenderski język :) Dziewczyny koło których stałyśmy nie były za miłe i juz po chwili miałam ich dość kiedy bez skrupułów stały i patrząc się na mnie bezpośrednio obrabiały mi dupę xd Ale jak to ja, zaczęłam sie tylko śmiać ;) Czekanie było max długie bo tak naprawdę chociaż przyjechaliśmy późno to stałyśmy kilka godzin pod scena :3 Kiedy koncert się w końcu zaczął byłam w wielkim szoku.. Były piosenki przy których płakałyśmy obydwie. Show zapierało dech, wszystko było tak idealnie dopracowane. Nie mogłam uwierzyć, ze naprawdę tam jestem, ze go widzę z tak bliska.. Kiedy zszedł ze sceny myślałam, ze to żart. Włączyli światła, a my stanęłyśmy przy barierkach i płakałyśmy. Ochrona rozmawiała z nami jeszcze, podawali wodę tym którzy jeszcze tam zostali. Jednak w końcu trzeba było wyjść, nikt nie miał na to ochoty. Długo się ogarniałam z myślami po koncercie i powiem tylko jedno. Każdy kto go tak nienawidzi powinien pójść na chociaż jeden koncert. Jeden koncert wystarczy :)