przed dwunastą we wtorek zaczęłam się zastanawiać nad skonstruowaniem biurotomowej bomby jednostkowego rażenia. rzecz jasna, nie zrobię nic podobnego, ale przyjemnie jest snuć wyobrażenia na temat zdematerializowania jednej z uporczywych osób. spokój w biurze to bardzo nietrwała i delikatna kwestia - w jednej chwili panuje absolutny, pełen harmonii nastrój, w następnej - masz ochotę przybić baranka z najbliższą ścianą. wchodzisz pomiędzy goryle, więc powinieneś zachowywać się jak one, ale ja preferuję tylko okazjonalne przejawianie właściwych im instynktów. w zgodzie z samą sobą zbieram prowiant, buduję szałas w dziewiczej puszczy i przeczekuję najgorsze. a o szesnastej nastaje wyzwolenie, więc czym prędzej opuszczam kryjówkę.
w październiku czeka mnie nowa przygoda, której jestem więcej niż ciekawa. pragnę zatrzymać ciepło i krótkie noce, ale jednak chciałabym już zmierzyć się z nowym zadaniem. moje ambicje zasługują na odrobinę czułości. w ramach rozpieszczania ich oraz dozgonnej, bezbrzeżnej miłości do nauki języków obcych, kieruję się na filologię norweską. to uhonorowanie mojego krótkiego, lecz jakże płomiennego, romansu z tamtejszą kulturą. robię przysługę kilkunastoletniej Dominice, nie ma za co, kochana. może to mnie w końcu skutecznie obudzi i wypchnie poza studnię wypełnioną po brzegi marazmem.
a JEŻELI i to rozwiązanie okaże się bezowocnym pomysłem, kupuję paralotnię.