Ślizgam się po sinusoidzie. Może i mój wpis zabrzmi jak wyznania gimnazjalistki, ale...cóż, uwierzcie na słowo, że nią nie jestem.
Stoję przed sobą. Rozpoznaję kształt, ale wnętrze...to nie to samo.
Gdzie jest tamten chłopak?
Zniknął ot tak?
Nagle zauważył, że wcale nie jest taki świetny?
Ej, stary, masz świetną dziewczynę!
Czujesz się winny mówiąc jej, że źle się czujesz.
Przecież nigdy tak nie było. Zawsze to Ty stałeś po stronie, która pocieszała. Byłeś niezniszczalny.
Oceny były dobre bez nauki w domu, chodziłeś kilometrami a życie czerpałeś garściami.
Teraz...nawet ucząc się nie wyrabiasz. Nowe buty obcierają jak cholera, a siły brakuje.
Może jesteś chory.
Miałeś kleszcza. W sumie miał potem rumień. Dwa tygodnie antybiotyku i poszedłeś dalej. Kleszcz? To mnie nie rusza!
Byłeś kapitanem, prowadziłeś jacht, poznałeś niesamowitych ludzi, w tym Nią.
Ale wciąż się nie zatrzymywałeś. Powrót do domu, egzamin na prawko poszedł jak bułka z masłem. Tydzień szkoły i znowu w podróż. Do pracy za granicę.
To Ty zabrałeś kogoś ze sobą. Dwie dziewczyny, które nigdy wcześniej nie pracowały. Wziąłeś je pod swoje skrzydła, byłeś ten doświadczony, potrafiący.
Nikt nie dowierzał, że masz tyle odwagi i fantazji, dni wolne spędzałeś jeżdżąc na stopa za granicą, gdzie znajomi mówili, że się nie da albo nie wolno.
Byłeś inicjatorem, potem zabrałeś dziewczyny ze sobą, kurde, niezły gość.
Potem powrót do Polski. Kto by odpoczywał?
Samolot o 6.30, Lotnisko w Polsce, wrzucić walizkę do umówionego busa i jazda do domu. Forsa w kieszeni, po 30 dniach roboty miałeś grubo ponad dwa razy więcej ile znajomi zarabiali w Polsce przez dwa miesiące.
To też rodziło uśmiech na twarzy. Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
Dom, obiad, powitania, uśmiechy. Noc we własnym łóżku. Torba zostaje, plecak na plecy. 30 litrów szczęścia i już z samego rana byłeś na drodze. Usłyszałeś kiedyś, że Woodstock jest w porządku. Ok, to spróbujmy.
Autostop, oczywiście. 300 kilometrów nie robiło większego wrażenia. Mnóstwo pozanych ludzi, kilka historii, rad i rozmów o życiu.
W końcu...festiwal przywitał. Byłeś o zmroku, spotkałeś dziewczynę z którą się umówiłeś. Rozbić namiot, o kurczaki, dobrze już być.
Zachłysnąłeś się tym. Wszystkim. Nigdy nie miałeś znajomych jako takich, a tu...przychodziło jakoś naturalnie. Ale nie trzymałeś się żadnej grupy. Jedna, góra dwie osoby. Jak miałeś inny pomysł niż oni po prostu szedłeś gdzieś indziej. Byłeś na warsztatach podróżniczych. Myślałeś sobie ale świetni ludzie, ja nie mogę! Słuchałeś z zaciekawieniem, widziałeś świat stojący otworem. Inspirowałeś się nimi a potem rozmawiałeś jak równy z równym.
Koncerty!
Nie rozumiałeś muzyki, bo nigdy się nią nie interesowałeś. Ale podobała Ci się. Bycie tam i chłonięcie tego. Chyba poczułeś o co chodzi mimo nieznania dyskografii i imon wykonawców.
Cały czas wędrowałeś, mijałeś ludzi, zdarzenia. Chyba byli Ciebie ciekawi, dobrze Wam się gadało.
Poznałeś lepiej ludzi z namiotu obok.
Podróżnicy pełną gębą. Od dłuższego czasu.
Angielski, bo przecież możesz sobie pogadać. Wymiana doświadczeń, historii, podobne poglądy.
"Hej, a nie chcesz jechać ze mną? Jadę na spotanie Rainbow Family, pokochasz to tak jak ja." Francuzka chyba mnie polubiła. Wszyscy się polubiliśmy.
Ostatniego dnia zamiast pakować się i pchać do wyjścia, podostawaliśmy albo pozbieraliśmy zostawione rzeczy i zrobiliśmy świetnego grilla. Tak niesamowitego, przesiąkniętego nomadyzmem, bo każdy był inny i przysiadł tu ze swoją historią. Kto co miał dawał innym, bezkompromisowo.
W końcu trzeba było wracać. Złapałeś stopa. To nic, że było im nie po drodze, nadłożyli dla Ciebie 50 km. Chyba Cię polubili. Noc w namiocie i znów w drogę. Godziny łapania wynagrodził kierowca, który zabrał do domu, nakarmił i pozwolił się wyspać. Tez był podróżnikiem, wracał z ciężarówki na urlop.
Kolejnego dnia nawet zawiózł Cię znów parę kilometrów. W końcu dom. Wspomniałem, że całą drogę powrotną miałeś w kieszeni zaledwie 5 zł?
Z miną zwycięzcy wydałeś je na lodu w maku, w końcu już byłeś w domu!
Znów rodzice, powitanie. Ahhh...własne łóżko, tak zabójczo miękkie.
Czas tuta spędzałeś na żeglowaniu. Kuźwa, ale to sprawia Ci przyjemność! W końcu jesteś w tym całkiem niezły! Inteligencja połączona ze sprawnością, kwintesencja ideału!
Pewnego dnia stwierdziłęś, że to chyba już pora. Tym razem wybrałeś za towarzysza 70 litrowego wolfganga. Zarąbista sprawa, kupiłeś go za 150 zł zamiast za 500. Dużo przebiegłości.
W drogę.
Jeb, złapanie stopa na 300 kilometrów, bmw x5, skórzane siedzenia, klima i ojciec z córką. Oboje tacy pozytywni, opowiadali o swoim zyciu, słuchali Twojego, zapraszali na nocleg. Jak nie tereaz to w drodze powrotnej.
Kolejne dni podróży.
Każdy spotkany człowiek to kolejny kawałek szczęścia. Tak niesamowicie było przemierzać tę drogę! I ten błysk w oku gdy mówiłeś ile już przejechałeś. Nisamowite! To tak można?! Ale super!
To dobro, którym mogłeś odwdzięczyć się za podwózkę. Wysłuchanie, pomoc w problemach mentalnych.
Ludzie cieszyli się widząc Ciebie, choć obie strony wiedziały, że to tylko chwila, epizod, choć tak barwny.
Wróciłeś.
Takie życie Cię męczy. Chcesz ruszyć. Ale nie możesz, nauka, obowiązki.
Podróż to nie wszystko, mówisz sobie.
Cóż. Stoisz teraz przed sobą. Kształt taki sam, ale wnętrze...
Co się w Tobie zmieniło? To borelioza? Depresja? Coś innego?
Chyba warto iść z tym do kogoś.
Może on popatrzy na Ciebie i dostrzeże.
Albo Ty popatrzysz przez niego na siebie.
Dlaczego życie świetne do tej pory nagle spada na zaledwie przeciętne?
Czemu czujesz się coraz mniej warty?
Tu nawet Holmesowi nie będzie łatwo.
Inni użytkownicy: andziaw2512mipiacepastasyberiaszmatdobryborysadamkaczor137nrbimaze1996darcia30lovepmpkolakola1224
Inni zdjęcia: Zwyczajne zwycięstwo mnilchasSezon na bujanie rozpoczęty nacka89cwa;) damianmafiaKoncert Skolima płatny nacka89cwaW sumie nic ciekawego judgafMoje piękności patkigdMoja zołza patkigdDzień dziecka patkigdSynuś nacka89cwaNa końcu świata bluebird11