Czuję jedno. To, że nareszcie powinnam coś zmienić. Poniekąd czuję się oszukana przez samą siebie, ciągle wydawało mi się, że wspinam się w górę. Wszystko powoli nabierało kolorytów, wiele rzeczy pojawiało się nowych, wszystkie przecież Boże, ja w ich centrum. Ale chyba gdzieś w tym wszystkim się zatraciłam, bo będąc teraz w miejscu w którym jestem nie czuję w cale, gdzie jest moja dusza i kogo ma przed sobą na piedestale. Stoję taka sucha jak stara gałąź drzewa, pośrodku kwitnącego, zielonego lasu, który przecież tętni życiem. Ale ja obumieram i brak mi już pomysłów, jak z tym zawalczyć. I czy w ogóle chcę z tym walczyć? Nie ma we mnie miłości i chęci, nie ma we mnie natchnienia i nie żyje Bogiem. Żyję dniem dzisiejszym i wczorajszym. I tym co może być - ale tylko na świecie. Staram się być poprawna, robić to co do mnie należy, spowiadać się i modlić, w towarzystwie. I jeździć na rekolekcje i modlitwy i słuchać konferencji i chłonąć tą całą katolicką duchowość. Ale to wciąż nie jest to, co we mnie kiełkuje. Czemu nie potrafię zmienić swojego życia dosłownie i d o s ł o w n i e zawierzyć i oddać wszystko TEMU do którego to należy? Nie potrafię być ani gorąca ani zimna, tkwię w martwym punkcie który zmienia wszystko wokół mnie na sztuczność. Na coś, co jest pozbawione miłośći. Sensu?
Jeszcze jakiś czas temu wydawało mi się, że potrafię się opisać w kilku zdaniach, byłam świadoma swoich dobrych cech, swojego piękna i wdzięku. Wiedziałam, jak wiele mam do powiedzenia i jak wiele tkwi we mnie. Teraz? Teraz czuję, ze nie mam światu nic do zaoferowania. Nic, szczególnie jeśli chodzi o wewnętrze. I wiem, że to prawda. To tyle z raportu wojny o duszę, zobaczymy co potem
Inni użytkownicy: sahasularahajpanek94amandooojulitkajula144unospinnalex11234adriano3488nalna90vitusoslilly02
Inni zdjęcia: Wolne patusiax395New Hair Right dawsteTo, co zostaje, gdy nie ma nic. comarroTears like a waterfall modernmedival... pils931449 akcentova:) dorcia2700Brak tytułu zwyczajnieszczesliwia1 mktnccPrzepełnienie świąteczne bluebird11