Chciałabym umieć opisać to, co corocznie czuję o tej porze roku.. Gdy wszystko dookoła zmienia kolory, wieczory robią się coraz chłodniejsze, a ja wsłuchując się w stare kawałki, analizuję z powolna kończący się rok.. https://www.youtube.com/watch?v=CJTElVG7EMY
Jakie miał plusy, czego się nauczyłam i na co powinnam uważać..? Skąd mam to wiedzieć, jeżeli ten właśnie rok w sumie się dla mnie nie zaczął i nagle orientuję się, że to już prawie jego koniec? Nie chodzi to tylko o samotne spędzenie sylwestra w domu, ale o to, co całościowo dzieje i działo się wokół mnie. O tę pustkę, która pochłania to, na czym mi zależy.. która przejmuje większość dni, które przecież mogły być dobre.. O ten stan wiecznego uśpienia i korzystania ze swojego potencjału na poziomie trybu oszczędzania energii połączonego z trybem samolotowym - bez dostępu do danych, zdjęć.. kontaktów. Staram się nie żyć przeszłością, ale przecież nią jestem.. Jestem zbiorem wydarzeń, miejsc i ludzi, których spotkałam na swojej drodze. Nie mogę tego tak po prostu odepchnąć, bo umarłaby jakaś cząstka mnie.. "Jeżeli już brać to cały pakiet", czyż nie? Pogodziłam się z depresją, oswajamy się wzajemnie każdego dnia, początkując nowe kompromisy od "ok, dzisiaj zostajemy w łóżku" przez "dzisiaj pracujemy, dobrze?" po najtrudniejsze "razem możemy przez to przejść bez awarii systemu".
Udało mi się wycisnąć z 2018 wiele wspaniałych chwil.. I chciałabym wierzyć, że te małe kroki niosą za sobą duże zmiany, jednak wiem, że to wymaga ode mnie ciągłej walki o siebie. Walki o siebie, choć wciąż kieruje mną empatia.. Cóż za ironia. Ostatnio usłyszałam, że dbając o dobro innych, przestaję dbać o swoje. Najchętniej każdemu dałabym drugą szansę. Przyjęłabym drugi cios, nadstawiłabym drugi policzek. Ale długoterminowo tak po prostu się nie da, gdy skulona pod kocem co rusz zastanawiam się, co znowu poszło nie tak i skąd we mnie tyle blizn. Inaczej nie potrafię, nie umiem powiedzieć "stop, to zbyt wiele". Chciałabym po prostu móc być sobą, nie musieć niczego udawać i każdorazowo zakładać maski, gdy ktoś pyta, co się dzieje. Jakiś czas temu wybuchłam na uczelni. Po raz pierwszy po prostu wybuchłam nie zauważając nawet łez spływających po policzkach. A przecież nic się nie stało. Przecież usłyszałam tylko "Nana, wszystko w porządku?".
Choć doceniam i potrzebuję ludzi, którymi się otaczam, znów czuję, że się od nich oddalam. Że coraz większe trudności sprawia mi stawienie się na spotkaniu, odebranie telefonu czy już w ogóle inicjacja kontaktu. Chcę najpierw poukładać siebie sama ze sobą, nie chcę pomocy, nie chcę współczujących spojrzeń. Nie chcę nikogo krzywdzić moim spoglądaniem w dal i wyłączaniem się w randomowych dla nich momentach, gdy po prostu przypomnę sobie jakiś aspekt dawnej mnie. Zdjęcie, które tu wstawiłam, nie jest przypadkowe. Różnica trzech lat. Trzy lata a tak wiele się zmieniło. https://www.youtube.com/watch?v=CLcEe3uYlmI
Inni użytkownicy: sahasularahajpanek94amandooojulitkajula144unospinnalex11234adriano3488nalna90vitusoslilly02
Inni zdjęcia: :) dorcia2700Brak tytułu zwyczajnieszczesliwia1 mktnccPrzepełnienie świąteczne bluebird11Takie u mnie WIELKANOCNE CIASTA xavekittyx. unukalhaiWesołych Świąt :) photoslove25Wielkanoc 2025 bluebird11;) virgo123:) dorcia2700