photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 1 LISTOPADA 2009 , exif
303
Dodano: 1 LISTOPADA 2009

Wszystkie święte?

O każdym dniu ostatnim.

Czy ludzie, którzy żyją tak, jakby każdy ich dzień był ostatnim są naprawdę szczęśliwi? Wyobraźmy sobie na ten przykład człowieka, który tak zwanym cudem unika śmierci. Dajmy na to, że całkiem przypadkiem wypada z okna, a spadając ląduje w zaparkowanej na dole ciężarówce z materacami. Człowiek ten bez żadnego uszczerbku na zdrowiu wraca do domu zastanawiając się nad sensem życia i wydarzeniu, którego był uczestnikiem. Siada na kanapie i zapala papierosa. Zapala go, mimo, że nigdy nie palił przez wzgląd na choroby płuc, krtani i tym podobnych. Wychodzi bowiem z założenia, że każdego dnia może go spotkać coś, co zakończy jego ziemski żywot. Boi się więc, że nie wykorzysta swojego życia tak, jakby chciał. Zaczyna więc żyć tak, jakby każdy dzień miałby być ostatnim. Bawi się, próbuje rzeczy, których nigdy nie próbował. Ze strachu przed tym, że już nigdy nie może ich poznać. Nie boi się, że będzie miał długi, bo przecież jutro może już go nie być, więc czymże są długi naprzeciw istnieniu.
Człowiek ten nie jest jednak szczęśliwy. Dlaczego? Ano dlatego, że każdy kolejny dzień jest dla niego rozczarowaniem. Przecież nie planował tego dnia, nie wie co z nim zrobić.  Dzień po dniu, tydzień po tygodniu nasz przykładowy człowiek jest coraz bardziej zawiedziony i zirytowany. Przecież gdyby wiedział, że dajmy na to, ostatni miesiąc mógł zaplanować, mógłby wyjechać na wakacje do ciepłych krajów. Nigdy nie był w ciepłych krajach, a chciałby jeszcze zaznać południowego słońca zanim znajdzie się pod ziemią. Ale dlaczego planować wakacje, skoro następnego dnia można być już martwym? Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy kostucha zapuka do drzwi. Każdy dzień, mimo najbardziej wymyślnych cielesnych doznać, jest coraz gorszy i coraz bardziej pozbawiony sensu. W końcu człowiek nasz staje się zgorzkniałym i zamkniętym w sobie gburem, bez przyjaciół (bo po cóż utrzymywać znajomości, skoro jutra może nie być). W końcu życie dniem ostatnim przestaje go bawić. Zaczyna powracać do starego stylu życia. Nie licząc palenia, które stało się jego nałogiem. Pewnego dnia siada na parapecie , zaciąga się i krztusi. Kaszlać i dusząc się, traci równowagę i wypada z okna roztrzaskując swój mózg na rozgrzanym asfalcie. Dwa dni później leży na marach śród pustego niemal kościoła i rozmyśla nad tym, że nie przeżył godnie swego ostatniego dnia.

To tak a'propos dzisiejszego święta

PS. Na zdjęciu moje stopy na wakacjach nad Leźnem

Komentarze

~meler chyba troche zbyt marginalny przykład jarku podałes, aczkolwiek skłania do refleksji...
01/11/2009 13:06:13