Znów wchodzisz we mnie drgawką
A serce więzione w przyciasnej
Klatce żeber - martwieje
Znów ostrzem twardej mowy
Ćwiartuję bezmyślnie, w afekcie
Twą wrażliwość - boleśnie
Gdy sparszywieję znów
Chwyć się cieniutkiej niteczki pewności, że minie - to minie
Gdańsk mi się marzy. Nie, wróć - nie tyle Gdańsk co jakiekolwiek inne miasto od mojego Poznania. I od Szczecina, i od Wrocławia. Od każdego miasta w którym więcej mam bagna niż perspektyw na szczęśliwą przyszłość. Sama sobie to bagno tworzę, ja wiem. Sama moglabym je usunąć, też wiem. Ale chce uciec znów, i nie dlatego że nie dociera do Was że 'zawsze' zwykle nie jest 'zawsze' i nigdy nie wiadomo czy 'nigdy' będzie 'nigdy', nie dlatego że mnie nie rozumiecie, nie dlatego że jesteście kłamliwymi skurwysynami i nie można Wam ufać, nie. Po prostu muszę pooddychać.