łapcie opowiadanie dziewczynaburzy
ah... ostatnie dni wakacji. jak je wykorzystujecie? :D
Polana
- No dobrze, moi drodzy, a teraz&hej, ty, Zenon! Uspokój się. Jesteśmy w lesie, a nie w budynku. Jak ty się zachowujesz? No! Myślisz, że jak spuścisz liście& A ty Halina, czego się śmiejesz? No czego, pytam się? Myślałby kto, że zachowujecie się jak sadzonki, a nie młode drzewa. I czego trzęsiesz liśćmi?! Czego, pytam się! Leon! Opuść tę gałąź! Wstydziłbyś się, tak przy koleżankach& No nie, no, a Genowefa, co taka smutna? Co? Mech ci się wbija w& Genowefa! Jesteśmy na lekcji! Słowo daję, to jakiś park, chyba. Miałem wam opowiedzieć historię, a wy co?! No teraz, to ja już nic nie& Ej, gdzie z tym korzeniem do mnie. Nie, nie, powiedziałem, nic wam nie opowiem, nie strzępcie liści. Powiedziałem. Amadeuszu, nie bierz mnie pod gałąź. Nie, nie&no, ale.. No skoro tak prosicie& Ale macie być grzeczni, tak? Do ciebie mówię& Natychmiast zostaw jej ten mech! Zostaw! Później jej wyciągnę, to jest.. oh! Zaczynajmy! Skierujcie liski pionowo, zapuśćcie głębiej korzenie. Rośniemy, rośniemy.
A więc tak: jak zapewne, dobrze wiecie, nasz świat dzielimy z ludźmi. Ludzie, to dziwne istoty. Chodzą na dwóch korzeniach i mają tylko dwie gałęzie oraz wielki konar na samej górze. Są też niscy, nawet niżsi od was, chociaż od niektórych z nas, tężsi. Tak, to by się tyczyło wyglądu. Teraz jeszcze dziwniejsze: niektórzy ludzie, ci mniejsi, najczęściej z dłuższymi włosami, rodzą innych ludzi. Tak, dobrze słyszeliście, rodzą. Oni się nie sieją tak jak my. Są podobni do&zajęcy! Tak, do zajęcy. Ich mama, bo tak nazywa się owy mniejszy człowieczek, wydaje na świat jeszcze mniejszego człowieczka. Uh&to, skąd się tam bierze, będzie na następnej lekcji. Nie przerywajcie! Na czym to ja&a tak. Więc zanim mniejszy człowieczek, urodzi jeszcze mniejszego człowieczka, muszą się z tym większym człowiekiem pokochać. Słucham? Co to jest ,,kochać? Hm&kochanie to miłość. A co to jest miłość? To coś, jak wtedy, gdy swoje krople rosy, oddajesz komuś innemu, bo chcesz by mu było lepiej. Co? Nie, oni nie oddają swoich& Czy dacie mi w końcu dokończyć?! Dziękuję. Więc muszą się pokochać. Chcę wam opowiedzieć o takich kochających się ludziach.
To było bardzo dawno temu. Nie byłem co prawda, już młodym drzewem, ale nie byłem też tak sędziwy, jak teraz. Rosłem wtedy na pięknej, polanie, porośniętej trawą. Miałem gęste, zielone liście i dużo gałęzi, które dawały dużo cienia. Wiele małych człowieczków, lubiło przychodzić i siadać pode mną. Wiele z nich często zasypiało na moim pniu. Dużo, dużo ich było, ale szczególnie zapamiętałem dwoje: Annę i Franciszka. Anna była wesołym, śmiejącym się głośno człowiekiem. Miała jasny i czysty głos, wszystkie drzewa zdawały sie nachylać do niej, gdy śpiewała. A śpiewała często, ale tylko Franciszkowi. Ten był dosyć poważny, ale przy niej oczy mu się śmiały i błyszczały. Lubili wspinać się na mnie, a ja im na to pozwalałem, bo wiedziałem, że Ci ludzie są dobrzy. Przychodzili wiele, wiele czasu, zawsze razem. Każdego razu wyglądali inaczej. Byli wyżsi, mieli dłuższe włosy, głosy im się obniżały. Ale wciąż miło było na nich patrzeć. A szczególnie słuchać. Pewnego dnia usłyszałem ciekawą rozmowę:
przysyłajcie opowiadania na PM!! lub na [email protected] Bardzoo proszę!na pewno się przydadza ! Liczę na Was!! :)
dodawajcie do znajomych, klikajcie fajne, komentujcie ;d