Jutro ostatni dzień kiedy będę mieć umownie 22 lata. Następny rok będzie pod liczbą 23 jest to niby wiek, w którym człowiek może osiągnąć coś wielkiego! Może wydam książkę i będę kolejną skretyniałą idolką pustych dzieciaczków, może dostane nobla, albo ktoś odkryje mój talent artystyczny i niczym Pollocck będę sprzedawała swoje "Fazy barw" za absurdalne wręcz ceny. Może bez tlenu zdobedę K2,a może zachoruje na raka i okaże się, że wszyscy ludzie tak bardzo mnie kochają i zawsze we mnie wierzyli. Chociaż nie...akurat to z ludźmi będzie bonusem do każdej rzeczy jaką rozbię, a oni znajdą w tym coś na czym i oni skorzystają. Biedni Wy.
A jednak posumowując...Przez ten rok zdążyłam zrujnować sobie życie i zacząć ukladać je od nowa. Dostaławam e-maile od wydawnictw (o zgrozo! POZYTYWNE) i swoich Mentorów, meilowałam z ludźmi myślącymi jak Ja i co nie samowite WSZYSTKIE, dosłownie WSZYTSKIE moje marzenia czy plany będą spełniać się konsekwetnie jedno po drugim w nadchodzącym roku. Czemu? Bo na nie zapracowałam bólem, cierpieniem i własnym spokojnym życiem. Jestem dumna, bo przestałam się bać w moim słowniku nie ma już "a co jeśli" teraz jest "zobaczmy jak wyjdzie". Nie pozabijałam ludzi uważających się za b wie kogo, myślących, że wiedzą wszystko doskonale chociaż ich brodzik intelektualny jest tak płytki, że nawet ameba miała by problem w nim egzystować. No ale tacy bywają ludzie.
Okazuje się, że wysztko może się udać.Czego się nauczyłam? Trzeba brać na siebie odpowiedzialność własnych czynów. Ze wszytskim co się z tym łączy. Moich błędów nikt mi nie wybaczy nie bronię się frazesem "bóg zrozumie", zjebałam więc pozostanie zjebane i będę płacić za to każdego usranego dnia.
Ale jestem Sobą. Nie udaje świętej matrony i zbawczyni ludu czy pseudoekologa kochającego foczki z skórzaną bransoletką zegarka i równie skorzaną tapicerką w samochodzie.
Jestem Sobą i wszytsko stało się prostrze.
Fola, co ma wisieć nie utonie widocznie tak miało być :)
A teraz cycki do przodu i zwiedzamy życie :)