Wróciłam dziś po 5 dniach z powrotem do Olsztyna, z pierwszego powrotu.
Sam przyjazd do domu był świetny. Wykorzystany w 100%, widziałam się z najbliższymi praktycznie codziennie. Ale nigdy więcej nie pozwolę się zawozić M. na pociąg. Moje ciało rozpaczliwie pragnęło przy nim zostać i nigdzie nie jechać, totalnie nie mogłam opanować emocji, chyba nigdy wcześniej nie straciłam kontroli nad sobą w takim stopniu. Było mi niedobrze na myśl o wyjeździe. Gdy w końcu po 7 godzinach podróży weszłam do mieszkania rozbeczałam się jak małe dziecko i dobrą godzinę zajęło mi dojście do siebie.
Tak bardzo jestem już do niego przywiązana. Wszelkie początkowe wątpliwości mnie opuściły. Kocham go jak nigdy nikogo i nie potrafię sobie wyobrazić jak miałabym wytrzymać do świąt bez zobaczenia go, musi mu się udać do mnie przyjechać jeszcze w listopadzie.
Jutro wejściówka ze stawów i połączeń kości. Nie umiem nic. A za tydzień pierwsze kolokwium. Może dam radę się jakoś przygotować, chociaż biolkom i chemia niepotrzebnie zabiorą mi czas w tym tygodniu.
47 dni