Uwaga. Będę wypluwać wszystkie myśli. Uwaga jest depresyjnie, jak nie chcesz sobie spieprzyc humoru to nie czytaj :)
Ten tydzień mnie wypompował psychicznie, w pracy może tak nie, bo w pracy było cudownie, mamy swoją bandę i trzymamy się razem. Mocna ekipa to złoto.
Ale do domu nie chce mi się wracać, nie chce mi się słuchać narzekania, pretensji i wszystkiego od momentu przekroczenia progu.
W czwartek pękłam. Wylało się ze mnie wszystko. Wszystko.
Czuje się jakby wracały tamte złe czasy, jakby wszystko się jakimś dziwnym sposobem zapętlało. Taka nie zrozumiała sytuacja. Jak to jest, że było dobrze, nic się nie działo, mogłam zajmować się swoimi problemami, mniejszymi, większymi ale swoimi. A teraz, teraz nie mogę nic ogarnąć, jedna wielka pustka w głowie zaczynająca się wypełniać pretensjami i narzekaniem. Wymaganiami dla mnie nie do przejścia na tą chwile. Nienaturalne napięcia, atmosfera gęsta.
Wyrzuty sumienia, głupie obwinianie się, gdzie jak dojdę do siebie to sama się karce za te wyrzuty. Jest dziwnie.
A te moje problemy? Na tą chwile pozytywnie rozkwitają i chyba nie są jednak problemami. Jak nie ma mnie w domu to latam ze szczęścia. Zajmuje głowę (nie)problemem!