jak to się nazywa? nie wiem, czy to w ogóle się nazywa.
szczęście doprowadzające do rozpaczy i ciągłe "chcę Ciebie więcej".
pamiętam, jak mi kiedyś powiedziałeś, że jakby coś, to nic.
kilka słów, które są moją ratunkową deską.
że choćby nie wiem co, to nie ma problemu, którego się nie da rozwiązać.
i chociaż sam czasem w to nie wierzysz, to mi dajesz tę pewność.
nie wiesz tego, że po takiej rozmowie jestem happy enough to die.
że zawsze myślę sobie, że wracając okrężną drogą do domu mogę zginąć, bo jestem szczęśliwa.
a emocji znów tyle, że sama je sobie muszę tłumaczyć.
KOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM CIĘ.