chyba tu wracam, choć, szczerze mówiąc, nie wiem nawet w jakim celu
cóż, słowo "cel" - zaledwie trzyliterowe, zarówno w polskiej jak i angielskiej wersji, tak krótkie, a jednak potrafię zadać sobie nim tyle bólu, tak samą siebie nim prześladować, że ów "cel" zaczyna stawać się tylko moją (coraz bardziej prędką) śmiercią
siedzę we mgle i odpalam kolejnego papierosa; jedyny luksus, na który sobie mogę pozwolić w przerwach pomiędzy byciem czystym brudem
jestem brudna, zła i gniję, od środka, jak i od zewnątrz
jutro minie tydzień od kiedy mój mózg znowu zaczął być sztucznie stymulowany do wydzielania odpowiedniej dawki hormonów szczęścia
zanim cokolwiek zacznie działać prawidłowo, leżę zawieszona we mgle i zmagam się z jeszcze bardziej zakłóconym procesem myślowym, jeszcze mocniejszym emocjonalnym odseparowaniem od otaczającego mnie świata i mokrym snem (dość ciekawe przeżycie dla osoby, która zamiast się pocić, zawsze umiera z wyziębienia)
lubię przesadzać
nienawidzę siebie
ale to już nie przesada. chyba to jedyny wyjątek
Boże, niech to się skończy.
tak naprawdę śmierć skorupy, w której żyję i którą dażę najsłodszym rodzajem czystej odrazy, będzie tylko dopełnieniem aktu, który dawno został odegrany
śmierć mojego ciała będzie tylko epilogiem; moja dusza już dawno została pożarta przez buchające płomienie tego piekielnego ognia, w którym żyję od lat
Boże, niech to się skończy.
(nie wzywaj imienia Pana Boga nadaremno, dziecko, szczególnie, jeśli nie wierzysz)
Boże, niech to się, kurwa, skończy.
it's not your fault
it's my own fault
i'm not human at all
i have no heart