Doszłam do wniosku, że po 18, gdy już nie będę podlegała kontroli rodziców, i zrobię z sobą wszystko to, co planuję, to oni mnie wydziedziczą. Bywa. Dziś leniwie spędziłam dzień. Zakupiłam kolejną paczkę Devillsów, spotkałam po drodze znajomego, jednak był zbyt zjarany, by prowadzić jakąkolwiek rozmowę, ale papierosa ode mnie był zdolny wysępić.
Jakoś nie czuję tego, że juto znów do szkoły. Jednak tyle nieobecności mi się zebrało, że nie mogę na więcej ucieczek sobie pozwalać. Szkoda. Dodatkowo, jeszcze poprawić oceny muszę. Chyba, że na razie to oleję, a po prostu postaram sie nie dostawać jedynek. Ot poczekam sobie na zebranie, po którym bedę miała haje za oceny i zrywki, przeboleję tydzień szlabanu, ale poprawy sobie odpuszczę. Mam jeszcze jeden semestr, by wyciągnąć oceny. Postaram się.
Tak bardzo się zmieniło moje podejście do szkoły. Jednakże zawsze będę powtarzać, iż wolałabym, by od razu przyuczali nas do zawodu, by po 18 móc iść do pracy, i zarabiać konkretne pieniądze, a nie tułać się tyle lat w szkole, skończyć studia, i być bez pracy.
Bo kończyć 5-6 lat studiów, a potem iść na zasiłek dla bezrobotnych-to jest kurwa parodia.
A moje życie i tak kolorowo wyglądać nie będzie, więc nadal mam zamiar po 18 pracować w barze/pubie, uczyć się, i korzystać z życia. Nie wiem, jak to wszystko ze sobą pogodzę.Sen się okazuje tutaj zbędny.
Będzie zajebiście, tylko dotrwać do tej 18.
Głos coraz rzadziej się odzywa. Milusio <3