Lawiruję między odległymi wspomnieniami o rzeczach których chciałam się pozbyć, czasami wykiełkują, ale żyją krótko, usychają. Pustynia w środku, pustynia na zewnątrz. Rozdrapuję słowa na skórze, pachnę nimi, ale nic nie mówię, nie narzekam. Jestem rzeczą w ludzkich rękach.
Zdążyłam do tego przywyknąć.
Spokojnie dążę do celu, schodzę schodkami w dół. Jest mnie coraz mniej. Nie jestem już sobą, nie umiem już nawet myśleć jak dawniej.
Noc mogłaby dla mnie trwać wiecznie, bo w dzień trzeba żyć, a ja się boję żyć.