1. Pierwsze spotkanie cd "f"
przez nie uciec. Tylko drzwi wystarczyło by zablokować i byliby w pułapce.
Mogłoby być trudniej i dłużej gdybym próbował ściągnąć ich wszystkich
oszołomionych i miotających się w panice. Niemożliwe. Z pewnością byłoby
dużo hałasu. Mnóstwo czasu na krzyki. Ktoś mógłby usłyszeć& I musiałbym
zabić dużo więcej niewinnych w tą czarną godzinę.
Jej krew mogłaby wystygnąć, gdy zabijałbym innych.
Ten zapach mnie karał zamykając moje gardło, suche i zbolałe.
Więc potem świadkowie&
Ułożyłem wszystko w swojej głowie. Byłem w samym środku sali. Najpierw
zaatakowałbym prawą stronę. Mógłbym zasmakować czterech czy pięciu z
uczniów przez jakąś sekundę. Obmyślałem. Nie byłoby tak głośno. Prawa strona
byłaby tą szczęśliwą stroną, ponieważ nie widzieliby jak się zbliżam. Ruszając
się dookoła do przodu i do tyłu. Lewa strona w najgorszym wypadku powinna
zabrać mi jakieś pięć sekund by odebrać życie wszystkim śmiertelnikom
znajdującym się na tej sali&
Wystarczająco długo, by Bella Swan zrozumiała co ją czeka. Wystarczająco
długo, by zaczęła się bać. Zdziwiłbym się gdyby ten strach jej nie sparaliżował i
zaczęłaby krzyczeć. Ale i tak jeden miękki krzyk nikogo by nie zaniepokoił&
Wziąłem głęboki wdech& Ten zapach był ogniem płonącym w moich
suchych żyłach... wybuchającym w klatce piersiowej i trawiącym z premedytacją
każdy mój organ... To było nie do zniesienia.
Odwróciła się. Przez kilka sekund nie siedziała już tak blisko mnie.
Potwór w mojej głowie uśmiechnął się z oczekiwaniem.
Ktoś zamknął z trzaskiem segregator po lewej stronie. Nie podniosłem
wzroku, by sprawdzić kto to. Jakaś fala zwyczajnego zapachu przeleciała obok
mojej twarzy.
Przez krótką chwilę byłem w stanie trzeźwo myśleć. Przez tą sekundę
widziałem dwie twarze obok siebie w mojej głowie. Jedna była moja, a raczej jej
wyobrażenie czerwonooki potwór, który zabił w swoim życiu tyle ludzi, że już
nawet przestał ich liczyć. Bezwzględne, planowane morderstwa.... Zabójca
zabójców. Bez wliczania potężnych drapieżników. Decydowałem kto zasługuje
na śmierć, a kto jest wystarczająco dobry by żyć. To był taki mój wewnętrzny
kompromis. Żywiłem się ludzką krwią, ale przynajmniej we właściwy sposób.
Moje ofiary były okrutne, bezwzględne& Tylko odrobinę bardziej ludzkie ode
mnie.
Tą drugą była twarz Carlislea.
Nie było żadnego podobieństwa miedzy nimi dwoma. Były jak bezchmurny
dzień i najczarniejsza noc. Carlisle nie był moim ojcem z biologicznego punktu
widzenia. Nie mieliśmy żadnych wspólnych cech wyglądu zewnętrznego.
Podobieństwo opierało się tylko na tym, kim naprawdę jesteśmy. Każdy wampir
ma taki sam odcień skóry. Kolor oczu miał zupełnie inne znaczenie. To było
odbicie naszych potrzeb, nastroju i samopoczucia.
I również nie mieliśmy wspólnego pochodzenia. Zacząłem sobie wyobrażać,
że moja twarz stała się jego odbiciem, aż do zupełnego podobieństwa. Przez te
siedemdziesiąt dziwnych lat, kiedy to podążałem za jego krokami, moje cechy
się nie zmieniły, a nawet wydaje mi się, że zostały wyostrzone. Jednak po tylu
latach wspólnego życia, przejąłem po nim pewne rzeczy bardzo dla niego
charakterystyczne. Ułożenie ust, cierpliwość i wytrwałość były już w pewien
sposób we mnie zakodowane.
Wszystkie te niewielkie ulepszenia ginęły na twarzy potwora. Przez jedną
krótką chwilę mogłem zniszczyć wszystkie lata, które spędziłem z moim
stwórcą, moim nauczycielem moim ojcem&. Moje oczy mogłyby błyszczeć
czerwienią zupełnie jak u diabła. Całe to podobieństwo mogłem stracić już na
zawsze.
W mojej głowie Carlisle nie patrzył na mnie wzrokiem pełnym oskarżenia.
Wiedziałem, że wybaczyłby mi ten straszliwy atak, który niedługo miałem
urzeczywistnić. Bo mnie kochał. Bo uważał mnie za lepszego, niż naprawdę
jestem. On ciągle by mnie kochał, nawet gdybym zrobił coś złego.
Bella Swan znowu usiadła na krześle tuż obok mnie. Jej ruchy były
skrępowane i odrętwiałe& Można było wyczuć w nich strach&? Poczułem silny
aromat jej krwi.
Na dzis Tylko tyle
ten rozdział jest dłuugi
Więc notek troszkę będzie
Pozdrawiam