Red Bull As w Karcie. The best event ever, serio ;)
Takie wydarzenie mógłby przebić jedynie wyjazd na GP F1 :)
Oczywiście zapomniałam aparatu, więc zdjęcie jest jakie jest, i tak aparat w telefonie stanął na wysokości zadania. :)
Ahh, emocje. 4,5 godziny stania, ale opłacało się, bo miejscówka idealna :) Wszystko się jak najbardziej udało.
Idziemy sobie, szukamy dobrego miejsca, patrzę, a z naprzeciwka, normalnie po chodniku idzie jakaś pani. I mówię: ej, to nie jest czasem JacKassia z MTV? Parę minut później tryumfujący okrzyk: mówiłam, że to ona! :D
Okazało się, że stanęliśmy naprzeciwko sceny, bo początkowo ciężko było się połapać co, gdzie i jak. Czeski film, nikt nic nie wie. Zaczęła się relacja, komentator zaprasza na scenę, zaczyna konwersację z tym, dla którego tam pojechałam... Nogi się pode mną ugięły. Nieważny Mark Webber, nieważne wszystko, ważny tylko Jaime... :D Oj, mieli ludzie polew z moich pisków :D Potem nudne wyścigi kartów, chociaż momentami było emocjonująco, były łzy i wkur*y, matko, biedny ten chłopiec co mu wiochę zrobili i pokazali na telebimie jak się popłakał, bo odpadł... Ludzie nie znają litości. :P Nawet te przejazdy były emocjonujące, ostatecznie. :D Ścigało się paru polskich celebrytów i celebrytek, w większości nikt ich nie znał, ale ok... No a potem zwycięzca ścigał się z Jaime. Zgadnijcie, kto wygrał? :D Komentator zupełnie nieprofesjonalny, nie dość, że większość relacji to same 'yyyy', to jeszcze przeinaczał nazwisko mego bohatera. :P
Następnie niesamowity popis umiejętności dał Chris Pfeiffer, to co robił z motórem było zarąbiste. ;) No i cudowny, ogłuszający ryk silnika bolidu Red Bulla, ahh... :) Już mogę zaakceptować Webbera ze względu na to, że sobie pojeździł dwa okrążenia. :P Niezapomniane wrażenia.
No i koniec, po wszystkim, wracamy. Idziemy obok pit lane, patrzymy, a tam scena jak na zdjęciu. Przepchałam się do barierek, chciałam autograf i upajałam się samym patrzeniem... Obojętne mi było że ktoś mnie okradnie, że świat się skończy, ja stałam i patrzyłam i ah, on na żywo jest jeszcze piękniejszy niż na zdjęciach... :D A on stał i był jakiś taki smutny, najpierw prowadził konwersację przez telfon, potem ludzie go wołają żeby autografy dał, on im pomachał, w końcu podszedł i machnął parę razy markerem ;) A ja go miałam prawie że na wyciągnięcie ręki tak, jak widać na zdjęciu. W końcu wsiadł do auta i odjechał. Upojona szczęściem mogłam wracać do domu. A tamci się ze mnie zbijali. :(
Dziękuję uczestnikom tej wyprawy za towarzystwo i super przeżycia, szczególnie temu ukochanemu. :* Moje uczucia do Jaime są czysto platoniczne, dlatego Ty rozumiesz i nie masz pretensji i przeżywasz to razem ze mną i za to Ci dziękuję. :) :*
Cholera, ale się obnażyłam przed Wami, a to niebezpieczne... Ale nic to, raz się żyje, to był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu, dlatego trzeba go uczcić.
Następny cel do osiągnięcia: Monza albo Silverstone. Jedno moje marzenie się spełniło, czas na następne. :)
Tak ogólnie to wszystko było niedograne, bo przygotowali wszystko pod Webbera, bo to on miał jeździć ze zwycięzcą, ale na moje szczęście przyjechał Jaime... :D A mówiłam parę dni wcześniej, że dla Webbera nie chce mi się tam jechać i że fajnie byłoby jakby przyjechał Alguersuari. Mówisz, masz. :D Fakt faktem, że autograf od niego mam w miejscu opatrzonym napisem 'miejsce na autograf Marka Webbera', ale nic to. :)
Reasumując: ja chcę jeszcze raz! Warto było się pomęczyć na stojąco przez parę godzin, mam wspomnienia i nikt mi ich nie odbierze. :)
'jak Wam dobrze, że macie siebie' mhmm :) :*