Pocałowałem Cię w policzek, tego samego dnia w którym się poznaliśmy.
Pocałowałeś mnie ten pierwszy raz w usta dnia następnego, w zamian za papierosa, którego ja chciałem, głupiego papierosa, z którego dymem poszły wszystkie te uczucia, które miały miejsce od tamtego zdarzenia do teraz.
Tak to się zaczęło, zawsze byłeś bardziej zaangażowany ode mnie kiedy się poznaliśmy, wszystkie nasze początki... teraz tak bardzo to doceniam, wiele razy już Ci to mówiłem, że byłem twoim oczkiem w głowie, nie musiałem się przejmować, bo to ty dbałeś o wszystko, teraz tego żałuję, załowałem już dużo wcześniej, ale teraz uderzyło to we mnie jak nigdy, że byłem rozpieszczonym jedynakiem i to właśnie dzięki Tobie zmieniłem tak wiele, ale czy to dalej za mało?
Pamiętam jak urywałeś się ze szkoły, nie uczyłeś się, poświęcałeś całą uwagę mi, biegałeś co tchu w płucach byle tylko spotkać się ze mną - nie doceniałem tego.
"Czeeść D."- podając rękę jak jakiś zwykły kolega. To były moje pierwsze słowa do Ciebie, a ostatnie? Że nie dam rady...
Chcę napisać to co mam teraz w głowie, ale jest tego zbyt dużo, nie mogę się tak rozpisywać, bo z każdą kolejną myślą, uderzającą w klawisz za klawiszem, raz za razem, robi mi się coraz słabiej, czuję jak zimne krople potu spływają po mym czole, jak przyśpiesza mi puls, robi mi się gorąco, jakaś niewidzialna siła zaciska się wokół mojego bolącego serca, coraz ciężej oddycham, próbując z coraz większym trudem złapać oddech, wszystko jest takie ciężkie, jak z ołowiu, ucisk wędruje coraz wyżej i wyżej nie pozwalając myśleć, w pewnym momencie czuję jak zaciska się wokół mojej krtani, z trudem potrafię przełknąć ślinę, jedyne co mi pozostaje to oblizywać słone od łez i wykrzywione od bólu wargi, machając w amoku i bezradności rękoma i krzyczeć do samego siebie.. w życiu nie przypuszczałem, że nadejdzie ten czas, nie wierzę w to.
Znaleźliśmy swój azyl, był on w pewnym pięknym (przynajmniej dla mnie) miejscu, otoczonym lasem, z daleka od wszystkiego, w głębokiej ciszy, gdzie nikt nam nie przeszkadzał i gdzie spędziliśmy ponad półtorej roku swojego wspólnego życia.
Jak przez mgłę pamiętam jak do mnie po raz pierwszy przyjechałeś, tak bardzo się bałeś - pamiętam jak mi to kiedyś powiedziałeś kiedy to wspominaliśmy, haha bało się to dziecko :)
Nie pamiętam co robiliśmy, ale pamiętam, że było fajnie, wspaniale.
Nie wiem czy to było później, czy przed twoim pierwszym przyjazdem, ale bywaliśmy tam z kilkoma osobami, które się przewijały na zmianę, organizowaliśmy wtedy nocki, pamiętam jak zachorowałem i dostałem gorączki w nocy a ty zrobiłeś dla mnie swój pierwszy lek,otuliłeś mnie kołdrą i całym sobą i tak leżeliśmy na ziemi, to było.. piękne. Były to pierwsze chwile kiedy sypialiśmy razem w jednym łóżku czy też na ziemi, we wspólnych objęciach (pomijając pierwszą nockę u twojej przyjaciółki, na tym piętrowym łózku po popijawie w kanciapie i po pierwszym pocałunku..) oraz pierwsze filmy, pierwsze "kocham Cię".. 14 stycznia 2013 roku, lezałeś wtedy na mnie na łózku koło drzwi, przyznałem się do tego co czuję i to samo wyznanie usłyszałem od Ciebie, zawsze byłeś taki wstydniś :) niezapomniane uczucie..
Czas leciał a my wciąż tam przyjeżdzaliśmy - do naszego azylu, z pyzatych dzieci, stawaliśmy się mężczyznami, wszystko się zmieniało, nasz wygląd, nasze zachowanie. Naszym ulubionym zajęciem było wspólne przygotowywanie jedzenia, jak jacyś geniusze wpadliśmy na pomysł robienia wszystkiego w tosterze, który został już w tym pokoju na zawsze i już zawsze potrafiliśmy za jego pomocą zrobić wszystko. Gdy już dostatecznie nasyfiliśmy, żeby przygotować nasze jadło, zabieraliśmy się za najwspanialszą rzecz na świecie, przytuleni z jedzonkiem, oglądaliśmy filmy. Z Tobą obejrzałem chyba wszystkie filmy i seriale świata, największy wachlarz stanowiły horrory.. staliśmy się prawdziwymi telemaniakami! Uwielbiałem się z Tobą wygłupiać, denerwować cię i dokuczać, łaskotać po tym najwspanialszym brzuszku i po Pasi K. i w ogóle wszędzie gdzie się dało :) - ty też nie przebierałeś w środkach. Uwielbiałem spać w twoich ramionach i odwdzięczać sie tym samym, zagarniając Cię całego dla siebie obejmując rękami i nogami.
Uwielbiałem wstawać rano i budzić Cię symulatorem miauczącego kota, albo i samym kotem:) Zawsze rano marudziłeś i mimo tych kłotni o poranki i tak uwielbiałem je z Tobą spędzać - poranki i wieczory, były najcudowniejsze, a teraz? Mam ochotę zgnić w tym łóżku :( Każdego ranka mogłem okazać swoje ciepłe uczucie względem Ciebie, tuląc się przez pół godzin i maltretując w każdy możliwy sposób, nie raz to ja byłem maltretowany i wysłuchiwałem tylko "wstaj" póki w końcu na siłę nie wstałem i nie poszedłem robić nam twojej ulubionej jajecznicy. Uwielbiałem tam przyjeżdzać, bo wiedziałem, że będziesz tam też Ty. Uwielbiałem, przygotowywać dla Ciebie niespodzianki - okazjonalne i bezokazjonalne, sprzątać w tym naszym małym azylu, żeby było nam jak najlepiej, przygotowywać jakieś smakołyki, kolację, stwarzać nam romantyczny i przytulny nastrój, dbać o Ciebie i czuć się zadbanym, rzucić się w ogień gdybyś w nim płonął!
Były to podświadome działania, marzenia o tym, że kiedyś w końcu zamieszkam razem z Tobą i każdego dnia będę mógł okazać swoją troskę i liczyć na ciepło przy Twoim boku..
Miałem siłę na wszystko, na każdą najdrobniejszą rzecz, gdyż byłem myśli, że mam kogoś kto w końcu wypełnia moje życie. Czułem się przy Tobie tak swobodnie jak przy nikim innym, mogliśmy robić co nam się żywnie podoba, nieumyci, ubrani w jakieś "pidżamy" szalejący i kochający się. Każdy weekend był wyjątkowy. Uwielbiałem mimo adrenaliny, schodzić z Tobą do prywatnej-publicznej łazienki po trzeszczących schodach a później spowrotem po nich wbiegać wymachując rękoma i bojąc się, że ktoś zaraz wyjdzie i zauważy, myć się razem z Tobą w zimnej żeliwnej wannie, podczas gdy wszyscy już spali, robiliśmy to później już wszedzie! Uwielbiałem Cię słuchać, wszystkich tych rozkmin, które dla Ciebie były zwykłymi naukowymi rozmyślaniami, uwielbiałem z Tobą rozmawiać...
Pokój ten był magiczny wraz z otaczającym go miejscem, często się kogoś zaprosiło na Harry'ego, albo do pogrania w "Biznes po Polsku"czy po prostu napicia się jakiegoś "Sterna" którego lubiliśmy sobie kiedyś też wypić sami. Zdarzało się też pobiec z kiełbasą do ogródka na dół na ognisko ze znajomkami, pamiętam ile się kłociliśmy o to żebym nie jadł mięsa - mój wegetarianin, ah o co my się nie kłociliśmy, nasze charaktery były tak podobne, ale i tak różne, była to prawdziwa mieszanka uczuć i temperamentu, jednakże zawsze kończyło się dobrze, potrafiliśmy się kłocić o wszystko, była to nasza droga do wspólnej doskonałości, do czegoś co jest bardzo ważne w każdym prawdziwym związku - poznania, zrozumienia siebie nawzajem i zbudowania szczerego zaufania.
Zbudowaliśmy to wszystko, rozdzieliła nas dorosłość, strach przed światem, jest mi tak ciężko, wiedziałem, że moją motywacją w tym świecie jesteś TY, lecz Ciebie nie ma, mam nadzieję, że jest to chwilowa słabość, jednakże nigdy niewiadomo ile taka chwila może trwać, tylko ta nadzieja mi pozostała, chociaż wydaje mi się nieraz, że nawet jej już nie ma.
Ty jesteś ziemią ja jestem wodą, pamiętam to, jeden ze wspanialszych wieczorów pod rozgwieżdzonym niebem, wtedy też byliśmy po kłotni.
Bardzo za Tobą tęsknie i wiem, że jakbyś jakimś cudem to przeczytał, napisałbyś mi, żebym przestał być już dzieckiem i nie żył przeszłością tylko dojrzał, lecz dla mnie było to coś pięknego i nie zmienię tego kim jestem, mimo tego jak wiele już zmieniłem i jak wiele jeszcze bym potrafił zmienić.
Wiem jedno, że już nigdy nie pojadę w to miejsce sam, kiedyś był to dla mnie standard i zawsze znalazłem tam sobie jakieś zajęcie, to zawsze był mój azyl, jednakże niezależny, bo teraz był on nasz, bez Ciebie nie jest już on taki piękny, jak wszystko..
Jak mnie zawsze nazywałeś? Ziutek, więc taki tu pozostanę..