Jak już zabrałam się za dodanie wpisu, to chciałabym zawrzeć tyle rzeczy, że nie wiem od czego zacząć żeby miało to jakiś sens. Nie umiem układać dzisiaj sensownych zdań. Zacznę więc od piosenki.
Włączyłam sobie nową płytę Janka, bo nieśmiało wybieram się na jego sobotni koncert. Więc tak w ramach odświeżenia twórczości postanowiłam posłuchać. I jak pocisk uderzyła we mnie piosenka Ślad. Słyszałam ją drugi raz w życiu. Wcześniej włączyłam ją tuż po opublikowaniu i dotknęła mnie tak bardzo, że nie chciałam odtwarzać jej ponownie.
Kiedy włączyłam ten utwór po raz pierwszy, uderzył mnie jego smutek. Zarówno przez tekst, jak i przez teledysk. Ogólnie temat starości i samotności spowodowanej śmiercią bliskiej osoby jest dla mnie od zawsze poruszający. Ale tym razem mimowolnie przeniosłam się myślami do własnych doświadczeń, a dokładniej do mojej babci i jej przyjaciela. Pomijając fakt, że przeżywałam dosyć długo samą śmierć babci, to równie często myślałam o panu Emilu. Kiedy babcia przeprowadziła się do Drzewiec, znała tylko moją ciocię, która mieszkała jakieś 2 kilometry dalej. Nie miała żadnych znajomych. Drzewce to mała wieś, więc siłą rzeczy żyjąc tam poznawała kolejnych mieszkańców. I w końcu spotkała pana Emila, z którym połączyła ją przyjaźń/romans/ciężko to jakoś określić. W każdym razie spotkało się dwoje samotnych, starszych ludzi, ktorzy zaczęli spędzać każdą wolną chwilę razem. Można powiedzieć, że przez tych kilka lat dłuższych i krótszych pobytów u babci, poznałam pana Emila, a przynajmniej wiedziałam ile znaczy dla babci, a ona dla niego. Bo ciężko mówić o jakimś głębszym poznaniu, gdyż pan Emil to raczej skryty i wycofany człowiek.
Ale nie o tym. Nakreśliłam trochę sytuację znajomości mojej babci i pana Emila. Bo właśnie o nich pomyślałam słuchająć tej piosenki i oglądając teledysk. A dokładniej o nim, bo to człowiek, który ma bardzo ciężkie życie. Jego żona zmarła wiele, wiele lat temu. Mieszka z dziećmi i wnukami, które go wykorzystują, bo raz że jego mieszkanie, a dwa że jego emerytura. Swoją drogą nie wiem jak można tak na kimś pasożytować i jeszcze nim pomiatać, ale to osobny temat. W każdym razie ma w życiu ciężko, bo nawet nie ma za bardzo z kim porozmawiać czy jakkolwiek spędzić czasu. Moja babcia miała o tyle dobrze, że mimo mieszkania samej, nie była samotna w tym sensie, że zawsze mogła zadzwonić do której z córek i zwyczajnie porozmawiać. Z moją mamą rozmawiała kilka razy w tygodniu po kilka godzin, tak po prostu o wszystkim i o niczym, więc wiem, że chociaż w tym aspekcie miała komfort. Pan Emil nie miał tego szczęścia, bo mieszkał ze swoimi dziećmi i wnukami i chociaż to było jego mieszkanie, on czuł się tam jak niechciany obcy. Czasem, jak byłe lepszy dzień, to dostał obiad, a przecież to starszy człowiek, który nie jest w stanie sam sobie przygotować codziennie ciepłego, porządnego posiłku, tym bardziej, że w domu jest ciągle przeganiany z kąta w kąt i najchętniej to wychodzi gdzieś się przejść. No bo co innego miałby robić. Więc chodzi do lasu na grzyby albo tylko pochodzić. Oczywiście zebrane grzyby przynosi do domu, a do skupu zanosi je wnuk, więc żadnych pieniędzy z tego nie ma. No ogólnie smutne życie starszego człowieka. I potem poznał moją babcię. Nie chcę mówić, że było idealnie czy coś, bo wiadomo, jak to ludzie, kłócili się czasem, ale mimo wszystko miał gdzie pójść. Razem chodzili na spacery, do lasu po grzyby, jeździli razem po lekarzach, na zakupy, siedzieli w ogródku i rozmawiali, jedli wspólne śniadania, obiady i kolacje. I jakoś tak wspierali się razem każdego dnia. A potem moja babcia umarła i został po raz kolejny sam. Znowu nie mając gdzie się podziać i co ze sobą zrobić.
Właśnie o tej historii pomyślałam słuchając piosenki Ślad Janka Samołyka. I trwając w tej nostaligii dokładnie w 1:53 zobaczyłam pana Emila. Nie że ktoś podobny czy coś. To jest pan Emil, a w tle Drzewce. Nie mam pojęcia jak autor teledysku dotarł akurat do niego, ale strasznie mnie to ruszyło. Nie wiem ile płakałam po tym jak zobaczyłam jego krótką historię w tym utworze, ale zdecydowanie trochę to trwało. Nie byłam w stanie tego powstrzymać.
Miałam napisać jeszcze o dwóch rzeczach związanych z dzisiejszym dniem, ale już nie jestem w stanie.
Na zdjęciu pan Emil i moja babcia. 24 kwiecień 2011 roku, Kudowa Zdrój. Wybrali się wtedy wspólnie do sanatorium, a my z rodzicami ich odwiedziliśmy. Chciałam wybrać jakieś ich wspólne zdjęcie, na którym wyglądają na szczęśliwych, jednak nie było to możliwe. Dokładnie pamiętam ten dzień, co kawałek stawali i mówili "zrób nam tu zdjęcie", po czym stawali na odległość od siebie, niemal na baczność i z poważnymi minami :) Więc na każdym zdjęciu wyglądają jakby byli na nim za karę. Ale na tym jednym złapali się za ręce. To było takie urocze. Nigdy nie przejawiali "publicznie" takiej bliskości. Przy moich rodzicach, cioci z wujkiem czy nawet przy obcych w innym mieście, w żadnej z tych sytuacji. Jedynie jak byliśmy z bratem u babci na wakacjach, to gdzieś tam w tle, czy kątem oka mogłam zauważyć jak czule na siebie patrzą, gdy myślą, że nikt ich nie widzi.
Takie to sentymenty mi się włączyły. Czasem już tak mam, że nie umiem się powstrzymać.