Z dupy zdjęcie z ostrością na nic. Bo czemu by nie.
Znowu jestem wolna. Miesiąc i tydzień, szybko poszło. No ale w sumie nie ma się co dziwić. Zjebałam jak zawsze. Tym razem próbowałam posłuchać rad wszystkich ludzi "bądź bardziej otwarta", "nie trzymaj dystansu", "przestań być sobą, zacznij być normalnym człowiekiem". Starałam się naprawdę. Źle się czułam łamiąc kolejne swoje zasady, ale myślałam, że może tak trzeba. Przecież normalni ludzie tak właśnie robią. Tylko że ja nie jestem normalna. Za każdym razem kiedy zrobiłam krok w przód, robiłam trzy kroki w tył. Gdyby to była sytuacja taka jak zazwyczaj, to po zrobieniu takiego kroku na siłę, zerwałabym znajomość. Wiele razy już tak zrobiłam. Ale tym razem mi zależało i chciałam żeby było dobrze. A wyszło jeszcze gorzej niż zawsze. Mam nauczkę. Bycie mną jest złe, ale udawanie, że nie jestem mną jest jeszcze gorsze. Dobra jebać to.
Po rozstaniu z M było mi bardzo źle, trochę sobie popłakałam i zmusiłam się żeby iść wieczorem na film. Najlepsza decyzja w życiu. Dawno nie widziałam tak dobrego filmu. Chociaż nie wiem czy był on aż tak dobry, czy tak dobrze wpasował się w mój obecny nastrój. Nawet pozwoliłam sobie popłakać się w jednym momencie. To akurat przez to, że jestem dzisiaj wyjątkowo rozstrojona emocjonalnie. Ale ogólnie wydaje mi się, że to jeden z takich filmów, że każdy odbiera go inaczej. I też zależnie od aktualnej sytuacji różny jest jego odbiór. W każdym razie jestem zachwycona. Synekdocha, Nowy Jork. Polecam.
Właśnie pomyślałam sobie czy M już śpi czy coś robi. No to niezbyt dobrze ze mną. Muszę jak najszybciej zapomnieć.
Jutro o 7 zajęcia. Kurwa. Muszę na nie wstać.