Taki mały słodziak ostatnio odwiedził mój balkon :)
Nie mogę się doczekać weekendu. Jak zwykle spędzę go z M. Tym razem na każdy dzień mamy jakiś plan. Piątek podoba mi się najbardziej, bo robimy sobie wieczór dla nas. W sobotę wyjście na miasto ze znajomymi, a w niedzielę jedziemy do Poznania na targi moto. Trochę boję się soboty. Przyjeżdża jakaś koleżanka M z Anglii i organizuje z tej okazji wyjście ze starymi znajomymi na miasto. I w tym wszystkim będę ja :D jestem koszmarna w poznawaniu nowych osób... W ogóle to trochę stresujące, że już poznaję znajomych M. Jakoś mi się to kojarzy z jakimś poważnym etapem znajomości. A jak myślę o czymś poważnym to włącza mi się instynkt ucieczki. No ale może jednak tego nie popsuję. Niedziela będzie ciężka z innego powodu. Trzeba rano wstać, a po sobotniej nocy na mieście może być to trudne. Zwłaszcza dla mnie, bo M nie ma aż takich problemów z wczesnym wstawaniem.
Oprócz tego, że jest super, to jednocześnie jest chujowo, wiadomo, równowaga musi być zachowana. M ma alergię na sierść. Umiera od mojego kota. W weekendy, kiedy jest M, Eris nie ma wstępu do mojego pokoju. Jest tym trochę zestresowana, bo jednak jej "dom" to mój pokój. Tutaj czuje się bezpiecznie, spędza większość czasu, odpoczywa, bawi się i śpi. Niby całe mieszkanie ma do dyspozycji, ale z pokoju wychodzi ze mną, albo kiedy idzie jeść albo do kuwety. Czasem sobie drzemie na dywanie w przedpokoju, ale są to rzadkie przypadki, zazwyczaj kiedy temperatura w pokoju jej nie odpowiada. A teraz przez cały weekend jest na wygnaniu. Widzę, że źle się z tym czuje. Nie rozumie o co chodzi i próbuje wejść do pokoju. Przez godzinę potrafi drapać w drzwi próbując wejść. Jest zmęczona, chce wrócić do domu i iść spać tam gdzie czuje się bezpiecznie, a nie może. Czuję się okropnie z tego powodu... Nie wiem co mam zrobić. Chcę spotykać się z M, chciałabym nawet częściej, ale Eris jest przez to "zaniedbana". Źle mi z tym. A jak myślę o jakiejś wspólnej przyszłości, mieszkaniu razem, to już w ogóle nie wiem co robić. Przecież nie oddam Eris. Nie mogę jej tego zrobić. Mi by było ciężko, ale jakoś byłabym w stanie to przeboleć wiedząc jakie są fakty. Ale ona źle znosi rozstanie. Jest do mnie przywiązana, jestem przy niej cały czas od kiedy jest małym kociaczkiem. Nawet kiedy zostaje np. na tydzień u moich rodziców. Oni ją uwielbiają, cały czas się z nią bawią, na wszystko jej pozwalają, ma u nich jak w raju. Ale ja po takim tygodniu widzę w niej zmianę. Jest inna, inaczej patrzy, inaczej się zachowuje. To są drobne zmiany, moi rodzice ich nie zauważają. Mimo tego one są. Nawet futerko ma inne. U Eris dużo widać po futerku. Jak jest smutna, to więcej śpi, mniej o siebie dba i sierść nie jest taka błyszcząca i gładka jak zawsze. Zawsze jak wracam po jakiejś nieobecności musi minąć dzień czy dwa żeby wróciła do normy. Nabrała ufności i znowu była radosnym, beztrosnym kociakiem.
Także nawet jak jest super, to nie jest i zmartwień mnóstwo. Co za życie.
Pora iść spać, bo jutro od rana uczelnia, a już dzisiaj ledwo żyłam. Jak zwykle się zasiedziałam :)