Jest u mnie taka mała bida. Wczoraj na krótko przed zamknięciem sklepu przyszło małżeństwo z taką małą kicią po mleko zastępcze i butelkę. Płakało to tak głośno, że nawet przekrzykiwało nasze papugi. Okazało się, że państwo znaleźli porzucone kociaki. Były 3, dwoma pozostałymi zajęły się inne osoby, a oni wzięli tą kotkę. Nie byli nawet z Wrocławia i mieli 2 psy, więc od razu pytali czy nie wiemy czy ktoś by się nią nie zajął. Monia zadzwoniła do pani Gosi do fundacji. Zgodziła się ją wziąć, ale dopiero w niedzielę. Do tego czasu jest u mnie.
Nazywa się Misha. Ma około 4 tygodni. Dzisiaj byłam z nią u weterynarza żeby zobaczył co z tym oczkiem, bo jest całe zaropiałe. Ma zapalenie spojówki, ale już ustępuje. Dostałam kropelki do przemywania. Poza tym jest pięknym, zdrowym kotkiem. Ładnie je, lubi się przytulać, jest bardzo ciekawska i ani trochę bojaźliwa.
Eris ją toleruje. Nie jest w stosunku do niej agresywna. Od czasu do czasu do niej podchodzi, ale jednak zachowuje dystans. Trochę syczy, ale bardziej ze strachu przed Mishą (Eris to taki bojaźliwy ciapek). Mała dużo miałczy i wykonuje nagłe ruchy, a Eris zawsze się tego bała. Myślę, że świetnie by się dogadywały, tylko potrzebowałyby czasu żeby się do siebie przyzwyczaić. Eris do tej pory była sama i nie musiała z nikim dzielić się ani mną ani mieszkaniem, więc to zupełnie nowa dla niej sytuacja.
Niestety nie mogę jej zatrzymać :( Bardzo bym chciała, ale po przemyśleniu "na chłodno" całej sytuacji muszę pogodzić się z tym, że w tym momencie nie stać mnie na utrzymanie dwóch kotów. Z Eris czasem jest mi ciężko przeżyć jakoś cały miesiąc, a przy Mishce wydatki by się podwoiły. Nie wiem czy dam radę łączyć pracę ze studiami (zwłaszcza od semestru letniego, kiedy zacznę studia magisterskie), więc moja stabilność finansowa jest pewna jeszcze przez jakieś dwa miesiące, a potem nie wiadomo jak będzie.
Mam nadzieję, że Misha znajdzie dobry dom. Jest takim kochanym kotkiem...