To był dobry dzień. Jeden z tych, które chowasz do szuflady, bo potem wyciągnąć i oglądać w smutnych chwilach.
Góry tylko w teorii są stałe - tak naprawdę za każdym razem są zupełnie inne, całkowicie niepowtarzalne. Ciepło
słońca przebijającego się przez lekkie płynące chmury ustępuje co chwila miejsca mlecznej mgle. Pod nogami na
zmianę leży sypki śnieg lub podmokła trawa, gdy zejdziesz z brukowanego szlaku. Wiatru tym razem nie ma, więc
nie utrudnia ci stawiania kolejnych kroków. Ludzie otaczający się nie tracą iskierek w oczach i już wiesz, że z nimi
dojdziesz na koniec świata <3
Ostatnio często jeździmy z Ł trasą Wrocław - Szklarska Poręba, zawsze pociągiem o tej samej godzinie. Tym razem,
czyli w majówkową środę, nie jechaliśmy sami. To był bardzo miły poświąteczny chórowy siedmioosobowy
wypad w coraz lepiej znane, nasze góry. I tym razem pokonaliśmy dłuższą niż zwykle trasę, a pogoda zmieniała się
często ciągle dostarczając nam czegoś nowego. Włącznie ze schodzeniem po średnio wytyczonym szlaku, po
podmokłym od topniejącego śniegu gruncie i we wszechogarniającej mlecznej chmurze. Ciekawa sprawa :D
Podczas tych wolnych dni wybraliśmy się też w końcu do Jaworzyny do Muzeum Pociągów, do którego chyba
pół roku się wybieraliśmy! Miło wybrać się tak gdzieś, gdzie jeszcze żadne z nas nie było :) No i Ł był w siódmym
niebie widząc te wszystkie stare potężne maszyny!
Plany wakacyjne powoli nam się tworzą, na pewno nie zapomnimy w nich o wrześniowych Tatrach <3 Trzeba
tylko przetrwać ten bardzo pracowity maj (egzamin z łaciny!) i czerwiec, a potem już wolne. Sezon w Capitolu
się skończy, kolejny rok studiów też i znowu powiem, jak to szybciutko zleciało :)
ZAPRASZAM