Ciągle gubię się i na nowo znajduję, szukam tej odpowiedniej drogi, tej jednej odpowiedniej wskazówki, dzięki, której jakoś dam radę przejść przez to życie z zaciśniętymi pięściami, mimo iż nieraz strach je rozpycha. Nie chciałabym się bać krocząc ścieżką życia, chciałabym być silna, tak jak niektórzy, tego im zazdroszczę i naprawdę nie wiem skąd oni czerpią tyle tej siły. Nie dzieje się u mnie nic, co byłoby godne większej uwagi, może oprócz tego, że nie wiem co dzieje się z moim zdrowiem duchowym, jak i fizycznym. Mam złe przeczucia, ale w końcu to tylko przeczucia. Ktoś mi powiedział, że mimo wszystko muszę wierzyć w to, że będzie lepiej, bo jeszcze nic nie jest przesądzone i szczerze mu za to dziękuję. Na początku myślałam, że już nie może być lepiej, nie będzie lepiej, bo nigdy nie było. Mocno trzymałam się tej jedynej wersji, nie biorąc żadnego optymizmu pod uwagę. Zamykałam się na rzeczy i szczęścia, które mogą również stać się rzeczywistością. Dalej trwam przy tej postawie, ale czuję, że powoli przekonuję się do tego optymizmu, choć będę potrzebowała sporo czasu, żeby do tego przywyknąć. Zawsze trudno jest mi przyzwyczaić się do nowych dla mnie rzeczy. W ciągu ostatniego miesiąca czy dwóch straciłam przyjaciółkę, z którą przeżyłam razem 16 lat. Oczywiście nikt nie wypowiedział tych słow głośno, wszystko zawisło na głuchej ciszy, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej głośna i coraz bardziej rzeczywista. Było mi smutno, komu by nie było stracić tak ważną wartość, jaką jest przyjaźń. Byłam zła, bo obwiniałam za to siebie, że to ja nie dbam o tę przyjaźń, ale wystarczyło mi kilka dni, żeby zobaczyć, że jest inaczej. I tutaj mam przykład, jak bardzo ślepe zauroczenie potrafi wpłynąć na człowieka i jego decyzję. Naprawdę nie rozumiem, jak człowiek może być sterowany przez drugiego człowieka, wyzuty z wszelkich przemyśleń i własnego zdania, to smutne i straszne, niedługo większość ludzi będzie żyć jak zaprogramowane roboty. Szkoda, wielka szkoda, ale cóż ja mogę poradzić? Nie lubię nikomu się narzucać, więc i teraz po prostu dam jej spokój, ktorego zapewne pragnęła.
Szkoła... Staram się jej nie zawalać, mam dobre oceny, ba nawet bardzo dobre, w końcu wzięłam się do roboty, ale nauka to nie wszystko, choć muszę coś umieć, wszak jednym z moich marzeń jest zostanie tłumaczem przysięgłym bądź muzykiem, a oba te kierunki nie zdobędzie się niczym innym jak sumiennie i systematycznie wykonywaną pracą. Niestety, jedynym faktem, który mnie pociesza, to to, że kiedyś będę z tego dumna i na pewno nie będę żałowała.
W domu jest nawet całkiem w porządku. Ojciec nie pije od dobrych trzech tygodni i oby tak dalej, bo szczerze chciałabym w końcu poczuć, że komuś na mnie zależy. Wierzę, że jest dobrym człowiekiem, tylko niszczy go alkohol. Smutne. Od pewnego momentu, który mną wstrząsnął postanowiłam, że już nigdy nie tknę alkoholu w zbyt dużych ilościach, nawet przestałam palić. A paliłam z dobre 1,5 roku. Zmieniam się na lepsze? Nie mam pojęcia, efektów nie zobaczę od razu, ale mam nadzieję, że chociaż odrobinę moje życie ruszy ku lepszemu. Na to liczę. Mam nadzieję, to źle? Tego też jeszcze nie wiem, z tego powodu mam niemały mętlik w głowie. Z wiarą też jest u mnie słabo, ale oby to się poprawiło. Optymizm przede wszystkim, w końcu. Choć u mnie optymizm jest w pesymistycznym wydaniu, albo wydaniu limited edition, w małych nakładach, gdzieś na dnie serca i sumienia. Potrzebuję również cierpliwości, niemalże anielskiej, ale praca nad sobą i wiara ponoć czynią cuda. Czy tak też uczynią z moim życiem? Jestem zagubiona, ale liczę na to, że odnajdę swoją ścieżkę.
To chyba najbardziej optymistyszny wpis, jaki kiedykolwiek napisałam, jestem z siebie taka dumna.