Jestem tak blisko jak nigdy... Czy marzenie się spełni?
-----
Drzewo podjęło decyzję, po czym postanowiło poczekać na wiatr. Doczekawszy się parę godzin później na lekki podmuch pozwoliło rozpocząć dzieła - poruszane gałęzie zaczęły strzepywać liście, a te powoli opadały na grunt. W Kalivali rozpoczęła się jesień, chociaż na północy już od dawna dało się doświadczyć zimy.
Po dwóch tygodniach na tym drzewie został ostatni liść, który pozostał na sam koniec. Każde drzewo tak robi i tutaj nie było wyjątku - upadek tego ostatniego będzie oznaczał pełna gotowość na zmiany. Zatem kiedy zgniło-czerwony listek zaczął swobodnie i powoli opadać, mag podniósł głowę by podziwiać ten proces.
Ten zawirował i okręcił się niczym zgrabna i dostojna tancerka na parkiecie, jakby będąc świadomym obserwatora - a nawet chcąc się przed nim popisać, zanim stanie się częścia ściółki, a potem ziemi, matki natury.
Owideusz uśmiechnął się zadowolony. Czuł jak pozytywne prądy niosą za sobą zmiany. Wiedział, że niebawem nastąpi chaos, który definitywnie zakończy te paskudne, wojenne czasy, kierowane nienawiścią i zawiścią, a ludzie wrócą do życia sprzed drugiej Ery. Czekał na to prawie dwa tysiąclecia, godnie i z zapartym tchem wykonując swoją misję. Nigdy nie stracił wiary w dobroć ludzkich serc. Nawet potężne demony nie potrafiły ją zniszczyć definitywnie z serc ludzkich, więc czemu miałby się zachowywać inaczej?
Szturchnął swojego konia na znak, by ten ruszył przed siebie.
Nadchodzi okres zmian. Wiedział, że tym razem nie będzie już od niego zależny, lecz bacznie obserwując ostatnie zajścia był pewien, że ludzie dadzą sobie radę. Mają teraz swoich nowych strażników, nowe cele, nowe możliwości. Trzeba im to oddać.
Skręcił w ścieżkę prowadzącą ku morzu.
Może to czas odpłynąć? Może zwiedzić inne krainy?
Spojrzał na swoją torbę, w której dzierżył parę własnoręcznie napisanych ksiąg. Otworzył ją i zgrabnie wyciągnął dwie. Uśmiechnął się sam do siebie widząc ile zapisał stron, oraz na myśl, że wielkie dokonania i przygody tak niesamowitych ludzi nie pójdą w zapomnienie. Zastanowił się nad tytułem ostatniej - z tym zawsze miał największe problemy.
- O Mrocznym Darze - rzekł sam do siebie.
Cmoknął z przekąsem i zniechęcił się odrobinę. Potrzebował motywacji, albo nawet i samego pomysłu.
Otworzył własną książkę na końcowych stronach i ujrzał własne zapiski, które go głęboko ruszyły i już wiedział jaki tytuł nada temu dziełu. Przyznał też w myślach, że bard, który był niejako pomysłodawcą ma talent i być może, kiedy Owideusza zabraknie, on nadal będzie spisywał dzieje najważniejszych ludzi i zmian, które nadchodzą.
A może to już czas przejść na odpoczynek?
A może lepiej napisać jeszcze jedną książkę?
.....