Podnosząc swą głowę błagam o pomstę do nieba. Dziadek, ten sam który kładł mnie na kolanach i raczył mawiać wnuku, nakurwiaj albo wiesz o co chodzi w metalu? o to, żeby na-pie-rda-lać wyjaśnił mi też kiedyś, że obojętnie jak tępego człowieka zobacze, albo obojętnie jak tępe i durne dzieło zyska sławę, to nie wolno mi tego wytykać. Nigdy.
Zawsze byłem arogancki, pewny siebie i nieco bardziej inteligentny od równieśników (chociaż znałem dwóch takich, którym mogłem się w pas kłaniać) co sprawiało, że nader często komentowałem coś zbyt .. intensywnie.
Z wiekiem stawało się to nawet trudniejsze - bo nie mogłem zrozumieć jak można słuchać Peji a kpić z Dream Theather... Nie mogłem zrozumieć kolesia, który stwierdził, że jakiś pajac przyciskający beatboxcośtam i dający rytm, który ja potrafilem wystukać dwoma palcami jest lepszy, niż Vanessa Mai ( tak, tak, uwielbiałem tą azjatycką skrzypkowatość).
Tak dzisiaj staram się słuchać dziadka i promieniować tolerancją (muzyczną, gdyż ciapaków już dawno bym z Polski i Europy wyrzucił!), ale gdy widzę na jakie szczyty sławy i kasy wzbija się Honey i jej podobne gwiazdy, a moi znajomi po dwóch stopniach szkoły muzycznej oraz akademii muzycznej, tworzący arcydzieła do których mi tak daleko jak tupolewowi do dreamlinera (tupowel chociaż laya, huehuehue) toną w bagnie rozpaczy i beznadziejności...
a tak, na osłodę wrzucam Wam moje najnowsze zdjęcie.
Niech moc będzie z Wami.