Często dopada mnie jakiś patologiczne pragnienie 'czegoś więcej'. Ciągle chcę sięgać wyżej. Osiągam kolejne, wyznaczone sobie niegdyś cele, które miały mi zapewnić spełnienie, a wciąż czuję niedosyt. Kończy się na tym, że wyrzucam sobie brak odwagi, oglądając zdjęcia beztroskiego, kalifornijskiego życia. Wyrzucam sobie, że skoro oni mogą, to i ja mogę; mogę wyrwać się z tego polaczkowego patosu i porzucić kraj, w którym tylko jego historia warta jest pomnika. Zabrać ze sobą wszystko i wszystkich, których kocham. Dać im jeszcze więcej. Wtedy uświadamiam sobie, ilu ludzi nie ma zdrowia, jak ja, nie ma zdrowych, pięknych dzieci, jak moja córeczka, nie ma dachu nad głową i ludzi, którzy poszliby za nimi w ogień, jak ja. Chciałabym o tym nie zapominać i dalej się rozwijać, ale bez tego wiecznego dąsania się na chujową pogodę i najniższą krajową.