Mam niezwykłą skłonność, do przeżywania chwil, które jeszcze nie nadeszły,
do wyobrażania ich sobie sekunda po sekundzie, nawet do zakochania się w nich.
A potem, jest czarno- białe życie, a nie tęczowy romans z mojej głowy, i mimo tego,
że w sumie nie jest źle, to odczuwam ogromny smutek z powodu tego czego nie ma,
a mogłoby być. Co jest ze mną nie tak ?
Wyciągam stare listy, i pytam kota, siebie, pustkę wokół -czego właściwie ja chcę,
i po co trzymam te nie mające żadnej już -prócz sentymentalnej - wartości,
które nic już nie znaczą, a dziewczyna do której były skierowane właściwie nie istnieje.