Burza.
Tej nocy jak przerażone dziecko uporczywie ściskałam kołdrę w pięściach. Jak gdyby to coś miało pomóc. Ale robiłam tak od zawsze podczas burzy. A w zasadzie wystarczyłaby tylko Twoja dłoń. I uczucie delikatnie odwzajemnionego uścisku. Zawsze to dawałeś. To bezgraniczne poczucie bezpieczeństwa....
A więc tej nocy leżałam na wznak. Trzymałam w rękach jeden koniec kołdry, ściskając go jeszcze mocniej gdy tylko pojawiał się kolejny grzmot. Uświadomiłam sobie jak wiele siły u człowieka wyzwala strach. I znowu przyszyły mi na myśl Twoje ramiona. Ramiona w których ten strach nie miałby znaczenia. Ramiona w których cały świat przestaje istnieć. I można by przysiąc, że w takich chwilach nie ma nikogo innego na świecie prócz nas.
Starałam się nie patrzeć w okno. Starałam się mieć zamknięte oczy. Jednak czasem się nie udawało. W pokoju robiło się momentami jaśniej niż w dzień. Będąc przy Tobie otwierałabym tylko oczy po to, żeby zobaczyć czy i Ty je masz otwarte czy też nie..
Deszcz. Przy burzy jest straszny. Momentami zwalniał swoje tempo. Za chwile jednak był tak szybki, że krople nie nadążały rozbijać się o szyby okien.
Uważasz, że niebo płacze, że w tym momencie nie jesteśmy razem?
Bo moim zdaniem ktoś tam na górze musiał się nieźle wkurzyć, że po tych wszystkich staraniach teraz nawet nie napiszę Ci, że tak bardzo się boję i dobrze by było gdybyś był.
Burza ustała. Położyłam się na prawym boku. I mogę Ci obiecać, że ostatnią myślą przed zaśnięciem byłeś właśnie Ty.
Pewnie się łudziłam, pewnie za bardzo Cię przeceniam myśląc, że co wieczór dasz o sobie znać pisząc zwykłe: "jak Ci minął dzień?"