taa...matura.
ciekawa sprawa, że moje przygotowanie do matury ograniczyło się do napisania pracy z polskiego oraz próby rozwiązania zeszłorocznej matmy rozszerzonej (próby - podkreślić należy)
a i tak myślami ciągle gdzie indziej... byleby mieć to wszystko za sobą.
lalkarstwo... ehe, jasne. a wątpliwe nawet szanse na polonistykę...
uparcie uciekam od nieuchronnego wtorkowego starcia z rzeczywistością...
uciekam w motóry, allegro i fora teatralne nawet.
co ja bym dała, żeby znaleźć się znowu w tej soczystej, świeżej Szkocji i móc tak beztrosko poleżeć, rozkoszując się jej urokami i marzeniami... obiecuję sobię powrót do tamtych krajobrazów. ale już na pewno nie autem, psującym cały nastrój i przyprawiającym o humory wynikające z choroby lokomocyjnej...
jedyną uciechą dni ostatnich była przejażdżka piękną virażką Kuby. juhu. ale ja też chcę.
"czekają cię najpiękniejsze cztery miesiące - najdłuższe wakacje życia" - rozwala mnie takie stwierdzenie. Do końca wakacji - do ostatnich naborów - będę stresować się wynikami rekrutacji, więc jakie, kurwa, najpiękniejsze?