Tak aktualnie wyglądam. Nie ćwiczę, ale samo się zrobiło. Nie wiem ile ważę, szczerze mówiąc nie interesuje mnie to za bardzo, bo nabrałam trochę mięśni, przede wszystkim na nogach, więc na wadze pewnie będzie jakieś 54 kg. Za to staram się uaktywniać mięśnie nawet przy takich głupich rzeczach, jak wchodzenie po schodach. No i działa.
Co do poprzedniej notki - szykuje się long story, ale to u mnie nic nowego przecież. xD
Byłam wczoraj u A. na noc. Zaopatrzyłam się w duże ilości alkoholu, bo na trzeźwo nie jestem w stanie opowiadać o swoim życiu.
Swoje wypiłam i stwierdziłam, że jak nie teraz, to najbliższa okazja, by o wszystkim opowiedzieć prędko nie nadejdzie, a chciałam wiedzieć, na czym stoję.
Poprosiłam go najpierw, by opowiedział mi o swojej rodzinie, dzieciństwie itp. Trochę go to zdziwiło, ale zrobił to. Pogadaliśmy też o jego poprzednich związkach, zaskoczył mnie, że chciał o tym rozmawiać, a właściwie sam zaczął temat. Wtedy zapytał mnie, czy ja mu kiedyś opowiem o sobie i swoim dzieciństwie.
Spytałam go więc, czy uważa AA za pic na wodę. Odpowiedział, że tak. Powiedziałam, że w takim razie DDA też za to uznaje. Musiałam mu tylko lekko nakreślić, czym w ogóle jest DDA. I wtedy oznajmiłam mu, że to jest właśnie to, czym jestem. Nie spodziewał się tego.
Na pytanie, które zadał odpowiedziałam, że to nie jest tak, że ja mu nie chcę tego opowiedzieć, ale boję się, bo moje życie wyglądało całkiem inaczej niż jego. Nie było pięknie i kolorowo. Szczerze oznajmiłam, że boję się jego reakcji i tego, że nie będzie w stanie mnie zaakceptować z tym wszystkim...
Wtedy powiedział, że on chce o tym usłyszeć, chce to wiedzieć, bo jest to część mnie, a mnie chce znać całą. Pomyślałam 'No okej, dobrze się zaczyna'. Więc poleciałam mu całą swoją historią życia. Wytłumaczyłam, dlaczego nie jestem w stanie mu odpowiedzieć 'Ja Ciebie też' gdy mówi mi, że mnie kocha. Powiedziałam, że nie wiem, co to miłość, bo nigdy nie byłam jej nauczona w poprawny sposób i nie wiem, jak to jest być czyjąś dziewczyną i na co mogę pozwolić sobie i jemu. Dodałam jednak, że czuję coś do niego, ale na razie nie umiem tego sprecyzować i jest dla mnie kimś naprawdę ważnym, mimo stosunkowo krótkiego okresu związku.
Stanęło na tym, że opowiedziałam mu o wszystkim, co w sobie dusiłam. Wyszło mi to na dobre - raz, że lżej mi na duszy, jakbym zrzuciła z siebie ze 100 kilo, a dwa, A. wie teraz z kim się związał.
Nie odrzucił mnie, nie powiedział 'Fajnie było, ale siema, nara.', powiedział za to, że rozumie i akceptuje to wszystko, akceptuje MNIE. Prawie się wtedy rozpłakałam z radości. Oprócz tego, rozwiał moje wątpliwości, co do przyszłości naszego związku, skoro idę na studia. Teraz wiem, że to ma szansę przetrwać. Jest dobrze. Niech tak będzie jeszcze długo, proszę...
P.S. Znalazłam dwa prześwietne zespoły, słucham ich na okrągło: The Smiths i Poets Of The Fall, polecam mocno!
Miłego dnia. :)