miałem dzisiaj
bardzo dziwny sen.
że sen i było matriksowo
to normalka
figlarnej podświadomości
i w tym żadnej dziwoty nie ma.
dziś takie wyjątkowe było to
że śnił mi się dziadek.
jak sięgam pamięcią
to nie odwiedził mnie
na tym poziomie
nigdy.
nawet wtedy kiedy
jego śmierć musiała
najsilniej oddziaływać.
we śnie
siedział na kanapie.
ja chodziłem z lewa do prawa
wdzięcząc się i szczerząc.
w telewizji pojawił się Staszewski
w białym tiszircie z kolorowym nadrukiem
i zaczął grać na fortepianie.
grał i śpiewał piosenkę
Jacka Kaczmarskiego.
przy refrenie
-wyrwij murom zęby krat,
zerwij kajdany, połam bat!
a mury runą, runą, runą
i pogrzebią stary świat-
dziadek zapłakał.
tyle.
siedziałem przed chwilą
i domalowywałem
sercom czerwony kontur
kiedy przypomniały mi się wiśnie.
z wiśniami właśnie najbardziej kojarzy mi się dziadek
i jego uwielbienie do tych małych owoców.
nie ma co,
ja też to przejąłem.
to jest trochę jak z fanami sag.
SW albo Tolkien.
nie stajesz po środku.
próba wyrównania jest kłamstwem.
wybierasz miąższ
kwaśny,
albo słodki czereśniowy.
lubię czekać rok, potem kolejny
aż ta mała dziadkowa wisienka
wyda kilka bordowych owoców.
właśnie raz w roku działkowanie jest fajne,
właśnie wtedy kiedy drzewko obrodzi.
wtedy ja,
szpak
nie odstępuje od gałęzi
dopóty ostatnia krwista kulka
zeń nie zniknie.
następnym
prawie równym poziomem
skojarzeniem jest droga Niś.
musiałem jej kiedyś napomknąć
o swojej miłości
do owocu z pestką.
któryś raz,
nim wyruszyliśmy na polny spacer
wręczyła mi pudełko
po lodach Algida
wypełnione po brzegi wiśnią.
ej no,
doświadczyłem kilka tak fantastycznych
wyrazów sympatii.
poświęciła mi
swój czas, nazbierała,
dała.
niby nic prawda,
ale jestem przecie osobą którą można kupić
za ruskie pierogi,
albo uśmiech.
no aż chciałem ją uściskać . . .
no ale nie.
kilkaset kroków dalej siedliśmy
nad rzeką,
a ja ordynarnie
wpieprzałem wiśnie,
a ona jaśniała z tyłu zajmując mi czas rozmową.
ha!
sen na oczach.
sen w ustach,
sen nawet w dupie.
idę spać
bo jutro znowu od rana
usłużny pan kasjer
będzie robił z siebie kretyna
za kasą.