wczoraj dysponowałem całym dniem
wolnym.
nie daj się zwieść,
wcale nie jest ich tak wiele
choć ostatnio już też taki wspominałem.
przysiadłem jednak, mimo chłodu
do wykonywania
bransolety.
mam bardzo dużo już
pomalowanych elementów
które trzeba jeszcze
z osobna poprawić,
opracować,
dodać gdzieś krechę,
innym trochę podniszczyć.
będzie to wersja testowa
bo trzeba doprowadzić do tego
by się wytarły,
przestały brudzić
jak już je nawlekę na żyłkę.
no tak,
cały dzień wolny,
ale więcej niż odmalowanie
tych pierdów
nie zostało wykonane.
cała uwaga temu zeszła.
do tej pory bawią ludzi
moje zęby na wisiorze.
często myślę
że jednak nie przystoi mi z racji wieku
niektórych rzeczy czynić,
że trzeba by się opanować.
jesteś kasjerem,
a to już oznacza że jesteś idiotą,
a dodatkowo obwieszasz się
jeszcze kiczowatymi ozdobami.
spoko,
od kilku lat już nie nosze kolczyków,
a niech mi się we łbie pojawi pomysł
by do tego wrócić
to se jakieś kruca ulepie.
mniejsza o to.
wczorajsze chechłanie
sprajem
i wyłażenie na balkon uzbrojonym tylko
w czapkę
wywołało ból głowy
który do tera jest.
spoko.
idę zara do pracy
i miast pracować
będe domalowywał
braki koralikom.
-
ten powyższy wisior
i kolczyki
zrobiłem matce
kilka miesięcy temu
na bal przebierańców.
wystroiła się za czarownice.
jako że twór
był wykonywany chaotycznie i w pośpiechu
pobrudził jej szyje :D
po wszystkim go rozebrałem
i zęby dodałem swojemu
naszyjnikowi.
tera mam dziesięć.
uaaaaaaa!
mam nadzieję że dzisiaj Faja
będzie nocował u siebie.